niedziela, 30 września 2012

Na dobry początek października...

... lub koniec września ;)

Nawet się nie zorientowałam, kiedy mojemu pamiętnikczowu minął pierwszy rok na blogspocie.
Dziś, poruszona jakimś dziwnym przeczuciem zerknęłam na archiwum i proszę - strzeliło.

Z tej też okazji zapraszam wszystkich na moje bardzo, bardzo, bardzo skromne rozdanie :)

W skład zestawu do wygrania wchodzą:
- mydełko z nanosrebrem [schowało się za pędzelkiem ;)]
- jedwab w płynie L'Biotica
- peptydowa maseczka do twarzy Mizon
- pędzelek do cieni Eco Tools
- trzy cienie mineralne Bare [beż, złoto i cytrynka]
- marokański khol ziołowy
- i cztery lakiery [limitkowa czerwień Essence, czarne holo Golden Rose, duochrom Sensique i special toper Essence]

Rozdanie otwarte jest dla wszystkich z wyłączeniem blogów obliczonych tylko i wyłącznie na rozdania i konkursy.

Zasady:

1. Zostań publicznym obserwatorem mojego bloga
2. Możesz też umieścić na swoim blogu notatkę o rozdaniu [osobny wpis, + 1 los] i/lub dodaj mój blog do blogrolla [+ 1 los]
3. Napisz komentarz pod postem, w którym zgłaszasz się do rozdania, pozostaw w nim również takie informacje jak nick, pod jakim obserwujesz bloga oraz opcjonalnie link do notatki na blogu lub do bloga/blogrolla, jeśli w ten sposób zdecydujesz się na zwiększenie swoich szans wygranej :D. Możesz też zostawić adres mailowy, jeśli nie ma go na blogu.

Zgłoszenia przyjmowane będą do wtorku, 30 października, do godziny 23.59.
Zwycięzcę rozdania wylosuje maszyna i poznacie go w środę :)

Powodzenia!

piątek, 28 września 2012

Paznokciowy Projekt Finish - tydzień szósty: CRACKLE

Krakulce na szósty tydzień.
Kolorowa baza o odcieniach różu po czerwień i czarne pękacze.



Grube pęknięcia to zasługa P2.
A ten czarny, niemal nieudany do sotilek [używając nieco dekupage'owej nomenklatury] od Kleancolor. Niestety, nie chciał dziś kolaborować. Ciągle szukam na niego odpowiedniego, uniwersalnego sposobu.

czwartek, 27 września 2012

Warte uwagi: Gliss Kur Marrakesh Oil and Coconut

Jakiś czas temu pisałam już o produktach Gliss Kur, przy okazji serii Ultimate Repair i produktów typu "magiczne serum". Dziś wracam do tematu, gdyż na rynek trafi wkrótce nowa linia produktów opatrzona nazwą Marrakesh Oil and Coconut.

Źródło: styl.pl

W kilku słowach od producenta :)

 Kosmetyki Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut przeznaczone są do pielęgnacji normalnych włosów, które każdego dnia potrzebują skutecznej opieki. Gliss Kur Marrakesh Oil & Coconut pomaga odbudować i wygładzić ich powierzchnię. Dzięki temu, mimo codziennych zabiegów obciążających włosy, takich jak suszenie, czy czesanie, włosy zachowają miękkość i blask.
Zawierają w składzie jeden z najcenniejszych na świecie olejów - arganowy, który dzięki zawartości NNKT i witaminy E, zapewnia włosom blask i optymalne nawilżenie.
Dodatek mleczka kokosowego, bogatego w aminokwasy i witaminę C odżywia i zmiękcza włosy.
Kompleks płynnej keratyny odbudowuje zniszczoną strukturę włosa.

Dlaczego zwróciłam uwagę na tę serię produktów?
Bo w dużej mierze opis ma pokrycie w składzie :), a składniki aktywne występują w pierwszej połowie składu, a nie gdzieś daleko, za konserwantami ;P
Po raz kolejny producent się postarał :)
Muszę przyznać, że pod tym kątem kosmetyki Gliss Kur są coraz fajniejsze i wyrastają na moich drogeryjnych faworytów.
 Porządne składy, przystępna cena, całkiem przyjemne działanie [testowałam kilka produktów tej marki z innych serii i polubiłam]. Myślę, że naprawdę warto zwrócić na nie uwagę :)

Nie, to nie jest tekst sponsorowany - jedynie moja subiektywna opinia.

środa, 26 września 2012

Spotkajmy się... w Lublinie - AKTUALIZACJA

Jakiś czas temu pisałam Wam o spotkaniu organizowanym na terenie naszej pięknej Lubelszczyzny :)
Powoli klarują się szczegóły tej imprezy :D 

Nieco zmienił się termin, umówiona jest już miejscówka i godzina.
Więcej szczegółów znajdziecie tutaj

Już się nie mogę doczekać!

wtorek, 25 września 2012

Golden Rose, Extra Volume Mascara

Dzisiaj dla odmiany coś z kolorówki.
Zapraszam na recenzję tuszu marki Golden Rose.

Przyznam szczerze, że o ile lakiery tej firmy bardzo lubię, to innych kosmetyków nie znałam i jakoś nie spieszyło mi się do zakupu. Zatem z ciekawością podeszłam do testowania tuszu, który dostałam jako gratis do zamówienia :)

Mówi się, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale... cóż, ja zajrzałam i podzielę się z Wami moimi refleksjami.

Produkt dostajemy opakowany w złote pudełeczko, wewnątrz którego kryje się typowa dla tuszów buteleczkę ze złotą nakrętką. Flaszka z zawartością jest nieco dziwnie wyprofilowana, pękata w dolnej części. Design do mnie nie przemawia. Ale nie to jest w sumie najważniejsze, zatem krok dalej...


... natykamy się na... w sumie sporą szczoteczkę z włosia. Tradycyjna spiralka. Lubię takie. Całkiem wygodna w obsłudze.

 Ot i w zasadzie tyle w temacie. przejdźmy więc do meritum czyli testowania in vivo ;)




 Oto moje naked eye :P czyli oczko saute.

Pierwsza warstwa.
Jak widać - bieda [choć zależy, co kto lubi]. Efekt totalnie au naturell. W zasadzie no make up.
Niestety, pierwsza warstwa jest prawie niewidoczna, tusz nie pogrubia ani nie wydłuża.


Warstwa druga.
Zaczyna się coś dziać, ale efekt też bardzo średni. Chyba zdjęcie pokazuje więcej, niż było widać w rzeczywistości ;)



Warstwa trzecia.
Wreszcie rzęsy jako tako podkreślone, jednak to nie jest to, czego szukałam.




Nazwa tuszu obiecuje nam Extra Volume, a tu niestety, objętości nie widać. Bardzo słabo pogrubia, jak na produkt tego typu. Efekt ogólny marny. Generalnie od samego początku produkt był bardzo, bardzo suchy i kiepsko przystawał do rzęs, nie trzymał się ich, słabo czernił. Przy malowaniu bardzo dobrze rozdzielał rzęsy i nie sklejał ich, za to zdarzało mu się robić grudki.
Trwałość bardzo przyzwoita, tusz nie osypywał się w trakcie noszenia.
Suchość nie sprzyja wydajności. A poza tym przez to mam wrażenie, że tuszu jest dużo mniej niż oznaczono na opakowaniu.

Zrobiłam do niego kilka podejść i udało mi się znaleźć na niego sposób. Między kolejnymi warstwami trzeba odczekać kilka minut - wtedy wygląda trochę lepiej i nieco wydłuża. Ale jest to bardzo czasochłonne rozwiązanie. Są na pewno lepsze produkty.

Cena: ok. 10 zł / 12,5g

poniedziałek, 24 września 2012

Trendy w kosmetyce - Syn Ake ®

Zgodnie z tytułem notki, dziś zapraszam na kolejna odsłonę moich przemyśleń dotyczących obserwacji pewnych tendencji, dających się zauważyć w kosmetyce.

Dziś na tapecie bardzo popularny ostatnio składnik o tajemniczej nazwie Syn-Ake :)
Źródło: mynameiskorean.com

Trochę definicji

Syn-Ake to białko będące inhibitorem neurotransmiterów, działające na kompleks białkowy SNARE. Działa na zasadzie zatrzymania uwalniania acetylocholiny do szczeliny synaptycznej, co w konsekwencji prowadzi do osłabienia przewodnictwa nerwowo - mięśniowego.

Źródło: mydeal.pl
Innymi słowy to neuropeptyd naśladujący działanie toksyny Temple Viper, to jest jadu węża. Najsilniejszy peptyd rozkurczający.
Badanie Syn-Ake  potwierdziło natychmiastową redukcję zmarszczek, trwającą ok. 6 godzin. Natomiast po 28 dniach odnotowano zmniejszenie zmarszczek o 50%.  Badania udowodniły, że jego działanie powoduje zmniejszenie częstości występowania skurczów mięśni, co daje efekt zmniejszenia zmarszczek i poprawia wyglądu skóry.

Źródło: koreadepart.com
Składnik ten ma w kosmetologii zastępować botox. Działa silnie przeciwzmarszczkowo przy czym nie jest toksyczny, nie wywiera też odpowiedzi ze strony układu immunologicznego, dzięki czemu nie powstają przeciwciała na to właśnie białko.  Nie działa zatem antygenowo. Powoduje to że kosmetyki z tym konkretnym składnikiem aktywnym możemy stosować w sposób ciągły bez obawy że nagle kosmetyk przestanie wywierać efekty.

Nie martwcie się, przy produkcji Syn Ake nie ucierpiało żadne zwierzę ;), jest to składnik syntetyczny, wzorowany na substancji naturalnej.

Nazwa INCI to Dipeptide Diaminobutyrol Benzylamide Diacetate.

Źródło: snobka.pl
Pierwszy raz z tym składnikiem spotkałam się jakoś pod koniec 2011 r. w produkcie Mizon S-Venom Wrinkle Tox Cream.

Źródło: miabeautyshop.com

Od tego czasu na rynku pojawia się coraz więcej produktów z Syn Ake, a ostatnio sięgnęły po niego firmy z rynku europejskiego.
W chwili obecnej, podobnie jak w przypadku BB Creamów, azjatyckie firmy zaczynają sie prześcigać w swojej ofercie i powstaje coraz więcej produktów :)

Źródło: alibaba.com


Oprócz wymienionego już Mizona mamy juz kremy z Syn Ake sygnowane logo It's Skin, Purebess, Elishacoy, Tony Moly i inne, mniej znane [Ariany, Nutree itd.]. Zaczynają powstawać nawet kremy BB z tą substancją :P. A także inne produkty, typu maska, płatki pod oczy lub serum. Syn Ake podbija przemysł kosmetyczny :D



Na rodzimym rynku dostępne są już preparaty z Syn Ake takich firm jak SYIS czy Aysa [w Europie np. Armonia, Babaria].

Jeśli uważnie śledzicie bloga, to zapewne wiecie, że w swoich zbiorach mam już Mizon'a  S-venom :P
I nie zawaham się go użyć :D
W swoim czasie ;)

niedziela, 23 września 2012

DIY - preparat do zmiękczania skórek przy paznokciach

Od jakiegoś, w zasadzie dość długiego czasu, jestem maniaczką czytania składów.
Nieco krócej próbuję swoich sił w robieniu kosmetyków i opracowywaniu formulacji :)
Te dwie sprawy postanowiłam połączyć ze sobą i tak oto powstał pomysł na serię postów pt. DIY :)
Postaram się w niej przedstawić własną wersję kosmetyków, które możemy spotkać na sklepowych półkach :)

A na pierwszy ogień idzie płyn do zmiękczania skórek

Jak go zrobić własnoręcznie?
W zasadzie - nic trudnego.

Będziemy potrzebować:
- wody
- gliceryny
- oleju ze słodkich migdałów
- glikolu propylenowego
- alantoiny

Glicerynę i olejek można nabyć w zwykłej aptece, dwa kolejne składniki w sklepach z półproduktami do wyrobu kosmetyków [np. mazidła :D czy ZSK].
Do mieszaniny można dodać też kropelkę emulgatora, bo preparat o powyższej formulacji będzie miał postać odżywki dwufazowej. Jeśli ktoś chce ubełtać od razu większą porcję - dodać trochę [ekologicznego ;P] konserwantu.

Wedle uznania można też dorzucić odżywcze ekstrakty [aloes, rumianek, mocznik, itp.] lub też inne oleje [jojoba, winogronowy, każdy inny...] - wzbogacenie składu tylko przysłuży się naszym skórkom i paznokciom :)

Inspiracją był preparat tego typu wyprodukowany przez Golden Rose.
Jego skład przedstawia się następująco:
" Aqua, Glycerin, Propylene Glycol, Phenoxythanol, Benzophenone-4, Methylparaben, Prunus Amygdalus Dulcis Oli, Allantoin, Butylparaben, Ethylparaben, Isobutylparaben, Propylparaben, CI 19140 (Yellow 5), CI:42090 (Blue1)".

Źródło: snobka.pl
A przecież można go zrobić w domowych warunkach i bez zbędnej chemii :), w tym bez parabenów, które obecnie ze wszech stron są "biczowane: ;)

sobota, 22 września 2012

Missha Misa Cho Bo Yang BB Cream #1

Dziś na tapecie - dosłownie i w przenośni - kolejny BB Cream Missha. Tym razem mój wybór padł na Cho Bo Yang # 1, który znalazłam wśród stosu próbek do przetestowania :P. Jako, że to tylko próbka to w opinii pominę kwestie wymagające dłuższego stosowania, takie jak nawilżenie, działanie przeciwzmarszczkowe i takie tam. Natomiast skupię się na właściwościach fizycznych, równie ważnych w tym przypadku. Opis producenta Trójfunkcyjny BB Cream, który sprawia, że twoja skóra promienieje. Pełen ekstraktów z orientalnych ziół. Działa przeciwzmarszczkowo i naprawczo, wybiela i chroni skórę przed szkodliwymi prowmieniami UV [SPF 30/PA++]. Zawiera trzy rodzaje składników, takich jak dziki żeń-szeń koreański, Cordyceps Sinensis, aksamit i czyste złoto, które tworzą jasną, promienną skórę. Stworzony aby utrzymać twoją skórę zdrową, bez podrażnień podczas stosowania. Zapewnia krycie i długotrwały efekt przez cały dzień.
Krem dostępny jest w dwóch objętościach - 20 oraz 50 ml oraz w dwóch kolorach [1 Natural Beige i 2 Calm Beige :P]. Tubka ma bardzo ładną stylistykę, utrzymaną w złoto-brązowych barwach, sprawia wrażenie nieco ekskluzywnej nawet ;) BB Cream jest moim zdaniem dość gęsty,ma taką zwartą i... suchą konsystencję. Ale aplikacja nie sprawiła mi problemu, współpracował podczas nakładania. Zapach słabo wyczuwalny, kmydlany [mi chyba wszystkie Misshe pachną właśnie mydłem >:D] Cho Bo Yang wydaje się dość jasna [takie wrażenie w sumie mam przy większości BBC :)], ale nie porcelanowa. Krycie średnie,ale jak dla mnie zadowalające. Bardzo ładnie ujednolica koloryt. Przebarwienia ukryte, mniej kontrastowe. Brzydkie niespodzianki też nie rzucają się w oczy. Leży na twarzy miło, nie tworzy maski, ukrywa pory. Trzyma się całkiem długo. Tak to wygląda w praktyce [warto powiększyć, bo na tych 200px mało widać jednak :P] :


< ===
Zdjęcie po lewej - naked face [uwaga, straszę ;)]



Zdjęcie po prawej, swatch - Missha na skórze w dużym stężeniu, oddaje kolor kremu :)
===>

 <===
Trzecie - blending [nic nie zapowiada katastrofy, ale...]


Czwarte - TA DAAAAM! Gotowe. Tylko właśnie jedno ale [dla którego np. warto powiększyć  ;)].
===>


Większość BB Creamów u mnie jako-tako się sprawdza. Może jestem ślepa, ale w mojej opinii całkiem dobrze wtapiają się w odcień skóry. A ta jest niestety zbyt różowa [i za jasna, ale na to oko przymykam, bo trochę opalona jednak jestem]. Na tyle różowa, że nawet moje ślepe oko to zauważyło.

A tu jeszcze porównanie z dwoma innymi BBC [u góry skoncentrowane plamki, poniżej roztarte smugi]


1. Missha Misa Cho Bo Yang BB Cream # 1
2. Missha Perfect Cover BB Cream # 21
3. Elemong BB Cream

Jak widać przy Cho Bo Yang nawet Perfect Cover [na której różowe tony wiele osób się skarży] jest beżowa :P

Cena: ok 50 zł / 20 ml oraz ok. 85-100 zł / 45 ml

piątek, 21 września 2012

Paznokciowy Projekt Finish: tydzień piąty - PEARL/METALLIC

Argh... straszyli, straszyli i w końcu wyłączyli stary interfejs bloggera.

Z tego też powodu jakoś za nową notkę zabrać się nie mogę. No źle to wygląda, po prostu źle...

No ale dobra, nie biadolę, i tak nic z tym nie zrobię, czas wziąć się za robotę, więc przejdźmy do meritum.

Dziś lakier wybrany z myślą o projekcie Finish - Joko nr 72 z serii Vinylmania. Taki jaśniuteńki fiolecik, aż prawie biały. Na moje oko perła.


Bardzo przyjemny w malowaniu, z dużym kryciem, co mnie zaskoczyło, bo spodziewałam się czegoś w rodzaju różu z Inglota 123, o którym już tu pisałam [w marcu :)], ale o szczegółach technicznych innym razem, przy okazji recenzji :)

No to enjoy ;)

środa, 19 września 2012

Wibo, Glamour Diva - edycja limitowana

Od czasu do czasu forma Wibo wypuszcza na rynek edycje limitowane kosmetyków.
Zapewne kojarzycie serię różaną w opakowaniach stylizowanych na kwiaty tej rośliny :)

Od kilku dni można znaleźć informacje, że na rynek wejdzie nowa limitka o nazwie Glamour Diva, a w jej skład wchodzić będą:
- dwa wzory sztucznych rzęs
- dwa kolory eyelinerów w żelu z błyszczącymi refleksami
- dwie wersje brokatowej maskary do rzęs
- oraz paletka 6 metalicznych cieni

Źródło: e-makijaż.pl


Po przejrzeniu oferty chyba skuszę się na żelowy eyeliner w jaśniejszym odcieniu.
I pewnie paletkę, bo uwielbiam wszystko co metaliczne :P [ale decyzji dokonam dopiero po dokładnych oględzinach :)].

Czy podoba się Wam ta propozycja?

wtorek, 18 września 2012

Catrice Limited Edition - Big City Life 2012

Słysząc nazwę Big City Life w kontekście firmy Catrice, pierwszą moją myślą było hasło - już było.
Ale kolekcja, choć z tą sama nazwą, powraca w zupełnie nowej odsłonie.
jej zawartość to trzy nowe zestawy kolorystyczne ujęte w palety 6 cieni + 2 róże oraz 1 lakier do paznokci.

Tym razem inspiracją do powstania kosmetyków były miasta:

- Paryż


- San Francisco


- Szanghaj



O ile poprzednia odsłona BCL nie zrobiła na mnie wrażenia, o tyle nadchodzącym propozycjom przyjrzę się z większą uwagę. Szczególnie różowy Paryż wpadł mi w oko, ale nie pogardzę też Szanghajem w barwach brązu i nude ;)

A czy Wy będziecie polować na te paletki? A może lakiery?

poniedziałek, 17 września 2012

Essence 24 Hand Protection Balm Hot Winter Drinks Collection Zima 2012

Essence, jak co roku jesienną porą, rozpieszcza zmysły i dłonie, serwując nam [a przynajmniej naszym zachodnim sąsiadom] limitowaną kolekcję kremów do rąk o smakowitych zapachach.


Tej zimy inspiracją całej kolekcji stały się gorące, słodkie, rozgrzewające napoje.
Do wyboru trzy rodzaje:
- 24 h Hand Protection Balm Caramel Hot Chocolate
- Hand Protective Balm Gingerbread Chai Latte
- Hand Protective Balm Apple Cinnamon Punch


Planowana data pojawienia się tej serii to październik 2012 r.
W Polsce te kolekcje są raczej trudno dostępne, ale niemniej jednak zdarza się je utrafić.
Przyjemnie byłoby mieć taki smakołyk koło siebie w zimowe wieczory :]

BTW, wiedziałyście, że marka Essence podbija takie rynki jak Egipt czy Tunezja :P?

niedziela, 16 września 2012

Innisfree, Perfect Repair, Antiaging Care Cream

Następna recenzja koreańskiego cudeńka. Tym razem jest to [sądząc po nazwie] regeneracyjny krem przeciwzmarszczkowy :) Swego czasu dostawałam jego próbkę praktycznie do każdej paczki, nazbierało się tego trochę, zatem przetestowałam go jakiś czas temu. Dziś parę słów o moich odczuciach :)

Opis producenta:

Ten wybielająco-przeciwstarzeniowy krem zawiera zestaw składników Perfect 5 Complex, który przeciwdziała oznakom starzenia, a w rezultacie pozostawia gładką i delikatną skórę. Dostarcza skórze bogatą gamę składników odżywczych i nawilżających. Formuła z adenozyną i melasolv, aby wygładzić zmarszczki i poprawić kolryt skóry, pozostawiając ją promienną i jednolitą.

Aplikować jako ostatni etap codziennej pielęgnacji skóry twarzy.


Źródło: shopatkorea.com
Opakowanie wygląda zachęcająco, przynajmniej na zdjęciach. Nawet papierowy kwadracik w lawendowym kolorze, w jaki pakowane są próbki cieszy oko :)

Kosmetyk ma postać białej, średnio gęstej emulsji, która bezproblemowo rozprowadza się na skórze.
Ma bardzo ładny zapach, taki ziołowy, tymiankowy, trochę może się kojarzyć z męskimi perfumami, ale mi osobiście się podobał. Zapach ów pozostaje wyczuwalny również przez jakiś czas po aplikacji.
Po rozprowadzeniu twarz staje się od razu wygładzona [działanie wypełniacza zmarszczek?], bardzo miła w dotyku, wyczuwalny jest leciutki film na jej powierzchni.
Krem pozostawia na skórze efekt glow tak bardzo lubiany przez Azjatki czyli nie wchłania się do matu. Jako że nie przepadam za błyszczeniem, dla mnie to prodikt typowo na noc. Nadaje się do nakładania pod oczy, przynajmniej u mnie, bo nie wywołał szczypania ;).
Skóra rano lekko nawilżona i wypoczęta.

Więcej napisać nie mogę, bo miałam tylko próbki, więc o długofalowych efektach raczej nie będę się wypowiadać :o.

Cena: ok 150 zł / 45 ml

sobota, 15 września 2012

Forte Sweeden, On Line, Żel pod prysznic z naturalnym peeligiem o zapachu maliny

Hm... miała być dzisiaj trochę inna recenzja, już sobie wszystko w głowie poukładałam, a tu klops... przejrzałam zdjęcia na dysku i nie ma -_- , a na pewno robiłam...
Tak mnie to zbiło z tropu, że zupełnie zmieniłam plan na post.
Ten zaplanowany pojawi się w innym terminie, posiłkowany zdjęciami z sieci.
A tymczasem przejdźmy do sedna :)

Opis producenta:

Żel pod prysznic z naturalnym peelingiem z pestek moreli o zapachu MALINY pozwala przywrócić skórze gładkość. Zawarte w żelu drobinki peelingujące, złuszczają martwe komórki naskórka, pozostawiając skórę oczyszczoną i pełną energii. Dzięki delikatnej i nawilżającej formule, która w naturalny sposób pielęgnuje Twoje ciało oraz w zawartym w żelu ekstraktom z owoców egzotycznych, doznasz prawdziwej chwili przyjemności. Dla odczucia wygładzonej skóry używaj go codziennie.



Żel ów w moje łapy wpadł zupełnie przypadkiem i był to zakup nieplanowany. Po prostu podczas zwyczajowych zakupów zobaczyłam kolorowe stoisko, pooglądałam, poczytałam i wybrałam :). To taki zakup, który nigdy się nie zmarnuje, gdyż żele do mycia są produktami, których używa się często i w dużych ilościach :) Czyli zero wyrzutów sumienia :P

Plastikowa, przezroczysta i wygodna butelka skrywa w sobie soczystą, krwistoczerwoną zawartość. Pod uchylnym "pykającym" wieczkiem znajduje się niewielki otwór, który pozwala nam odpowiednio dozować kosmetyk.

Sam żel jest dość rzadki, przez co mało wydajny, a ścierające drobiny malutkie i nieefektywne. Z jednej strony przeznaczony jest do codziennego użytku, zatem mocny peeling nie jest tu wskazany, ale z drugiej wolę jednak czuć, że skóra pozbywa się starego naskórka, a w tym przypadku wyczucie efektu jest takie... niepełne. Po prostu czegoś brakuje.

Pieni się słabo.
Nie odnotowałam reakcji niepożądanych w postaci podrażnienia czy przesuszenia skóry. Ot, zwyczajne myjadło w tym zakresie.

Niewątpliwą zaletą tego żelu jest jego zapach - intensywny, przyjemny, malinowy :) Nie jest to może mega naturalna malina, ale też woń nie straszy chemią, przynajmniej w moim odczuciu :). Ale na skórze nie pozostaje zbyt długo.

Ogólnie rzecz biorąc - przeciętna jakość za przeciętną cenę.
Bez rewelacji, choć nie taki zły.

Cena: ok 6 zł / 250ml

piątek, 14 września 2012

Mój program pielęgnacji ver. 10.0

Po krótkiej przygodzie z Nuxe wracam do testowania azjatyckich cudeniek :)
Stęskniłam się. W dodatku przerywnik był niezbyt udany i moja skóra woła o litość, więc nie wiem, czy w tak zwanym międzyczasie trochę jej nie podleczę, np. przy pomocy kremu Mizon Acence, żelu ze ślimakiem czy też jakimś kremem z kwasem salicylowym. W ruch pewnie pójdzie też zielona glinka. Ale to szybko i na krótko, aby nie zaburzać obrazu działania kosmetyków wprowadzanych do pielęgnacji :)

A co wymyśliłam tym razem?



RANO:
- Eveline, Oczyszczający płyn micelarny 3 w 1 plus kropla olejku z drzewa herbacianego
- Skinfood, Peach Sake Pore Toner
- serum z witaminą C
- Skinfood, Peach Sake Pore Serum
- Mizon, Snail Repair BB Cream plus ewentualnie puder bambusowy

WIECZOREM:
- oczyszczanie twarzy pianką Missha Creamy Latte Green Tea Cleansing Foam
- Skinfood, Peach Sake Pore Toner i kropelka olejku pichtowego
- Skinfood, Peach Sake Pore Serum
- Orientana, Rozmaryn, krem maska pod oczy

Wygrzebałam z zapasów serum Skinfood, które kupiłam jakiś czas temu i odkładałam jego testowanie na dogodny moment. Ale sprawa odłożona raz odkłada się cały czas i tak zleciało. Najwyższy czas opróżnić opakowanie :)

Na razie przetestuję na swoich porach duet: tonik plus serum, a z czasem pewnie dodam coś treściwszego na noc. Choć jeszcze nie wiem co :P

Pewnie program uzupełnią też jakieś maseczki i sleeping packi, ale tego jeszcze dokładnie nie analizowałam, nakładam na paszczę co się akurat nawinie :D
Plus Uguisu, które staram się stosować w miarę regularnie i dojrzeć efekty jego działania 6_6

Powoli zaczynam się też zastanawiać, jak w pielęgnację wpleść kosmetyki własnej produkcji oparte na kwasach i serum wybielające.
Ale to już temat na osobny wpis :)

Spotkajmy się!

Buszując po sieci i oczywiście po kosmetycznych blogach, natknęłam się na inicjatywę związaną ze spotkaniem blogerek z województwa lubelskiego :)


Nietrudno się chyba domyślić, że dotyczy mnie ta sprawa i już się cieszę na to spotkanie :D
Termin jeszcze nie jest znany, wstępnie będzie to przełom września i października.
Więcej szczegółów i zgłoszenia tutaj

Będziecie?

czwartek, 13 września 2012

Paznokciowy Projekt Finish: tydzień czwarty - SHIMMER

W tym tygodniu malujemy paznokcie lakierami z shimmerem :)
Tym razem do roli głównej wybrałam Zoyę :D
Efekty poniżej :)


Gdy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia tego lakieru w sieci, wiedziałam, że któregoś pięknego dnia odłożę sobie trochę grosza i zaszaleję :P [no niestety, tani nie jest o_O]. Od razu się zakochałam w tym kolorze. Choć... na żywo trochę mnie rozczarował, bo miewa swoje gorsze chwile, a w zasadzie kąty, pod którymi wygląda po prostu brzydkojak na mój gust.
Ale... generalnie uważam, że jest fajny. To nieco przezroczysta, różowa baza, raz cieplejsza, raz chłodniejsza - obraz zaburza pewnie obecność shimmera. Lakier raz wydaje się być brzoskwiniowy, innym razem koralowy, jeszcze innym - to taki całkiem mocny, pudrowy róż. Shimmer jest złoty, posiada bardzo mocne, zielone akcenty, których nie udało mi się uchwycić na fotce, ale jak się mocno przyjrzycie zdjęciu w powiększeniu, to pewnie można coś tam dostrzec :). Widać je dobrze szczególnie w słońcu, ale jak na złość akurat nie miałam możliwości pstrykać na nasłonecznionym stanowisku.
Być może uda mi się jeszcze ta sztuka, to umieszczę efekty przy pisaniu recenzji.
A na razie szybkie zdjęcie z flashem.

środa, 12 września 2012

Timotei, Jericho Rose, Moc i Blask, Szampon do włosów normalnych

Dziś recenzja dość świeżego i nowego na rynku produktu, o którym informacji wciąż bardzo niewiele, więc mam nadzieję, że przyda się kilku osobom :)
Na tapetę biorę ostatnio używany przeze mnie szampon, czyli ten z nowej serii Timotei z różą jerychońską.

Opis produktu:

Szampon Timotei z ekstraktem z Róży z Jerycha oraz z Alpejskich Ziół, znanych z właściwości wzmacniających, nada włosom witalność, siłę i blask.



Produkt dostajemy w estetycznej, smukłej, spłaszczonej buteleczce zawierającej 250 ml szamponu. W wieczku znajdziemy "klapkę", która po naciśnięciu ujawnia otwór, przez który wydostaje się zawartość. Dość wygodne rozwiązanie, podoba mi się. Otwór jest dość mały, nie ma ryzyka, że wylejemy za dużo szamponu.

Sam szampon ma postać średnio-gęstej cieczy o ładnym, zielonym zabarwieniu. Ma przyjemny, lekko owocowy zapach.
Podczas mycia dobrze się pieni i daje gęstą, jedwabistą pianę.

Jeśli chodzi o działanie, to moim zdaniem dobrze oczyszcza włosy. Nie plącze włosów, podczas czesania po myciu trochę oporu czułam jedynie przy końcówkach.
Włosy po nim są bardzo błyszczące, sypkie i jędrne oraz bardzo gładkie, aż śliskie :)
Świeżość włosów w normie, ani nie przedłuża, ani jej nie skraca.

Do tej pory nie miałam zaufania do marki Timotei, głównie ze względu na bardzo słabe składy ich produktów. Dlatego bardzo się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam ten :D


Niespodzianka! Jakże zaskoczyła mnie obecność ekstraktów roślinnych tak wysoko w składzie :)
Róża, tymianek, szałwia i bylica i to w pierwszej połowie składu :) Zaiste kuszące, dlatego trafił do koszyka.

Ogólnie jestem z niego zadowolona i trafił w moje gusta :) Nie jest to może szampon z kategorii the best ever, jak moja Rzepa :), ale fajnie się go używało :).

Cena: ok 9 zł / 250 ml

wtorek, 11 września 2012

Mann & Schroeder, Natuderm Botanics, Sensitiv Nachtcreme - Krem na noc z Ginkgo Bilboa i mikrosrebrem

Ostatni z testowanych przeze mnie produktów Natuderm Botanics.

Od producenta:

Ekstrakt z Miłorzębu Japońskiego ma za zadanie poprawiać ukrwienie skóry, nawilżać i rewitalizować ją oraz hamować proces starzenia dzięki obecności flawonoidów, które neutralizują wolne rodniki.
Naturalne olejki i ekstrakty zawarte w kremie pochodzą z kontrolowanych ekologicznie upraw. Produkt zawiera również cząsteczki mikrosrebra, które działają przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie. Krem przeznaczony dla cery wrażliwej.



Opakowanie - krem dostajemy w skromnej, poręcznej tubce z nakrętką. W środku kryje się brudnobiały kosmetyk o odpowiednio zwartej konsystencji.
Dobrze się nakłada, aplikacja nie sprawia problemu, nic się nie roluje. Dość szybko się wchłania, aczkolwiek nie do matu, ale w końcu to krem na noc, więc można mu to wybaczyć ;).
Krem jest bezzapachowy. Mamy tu sytuację podobną do tej, co przy kremie do mycia. Moim zdaniem nie zaszkodziłoby dodanie kilku olejków eterycznych, aby wzbogacić kompozycję zapachową i umilić aplikację :). No, ale to już moje widzimisię ;)
Kosmetyk jest dość wydajny, wystarczy naprawdę odrobina, aby dokładnie pokryć skórę :). Czasem nabieram do za dużo i po rozsmarowaniu mam białą warstewkę na twarzy, oczywiście po kilku chwilach i wklepywaniu się wchłania, ale wtedy wiem, że nabrałam go po prostu za dużo :].
O samym działaniu kremu - bardzo, bardzo nawilża!!! Rano czuć, że skóra jest nasycona wilgocią, miękka elastyczna i aż chłodna od nawilżenia [chyba wiecie o co chodzi :D]. Rano mogę wstać i nie nakładać kremu, a to nawilżenie utrzymuje się przez cały dzień :). Krem również moim zdaniem zapewnia odpowiednią barierę lipidową, czyli natłuszcza, ale bez efektu lepkości i ciężkości.
O antybakteryjnym działaniu srebra się nie wypowiem, bo podczas jego używania nie miałam specjalnie problemu z cerą i niespodziankami.
Jedyne, co budzi moje zastrzeżenia, to fakt, że kiedy rano zmywam twarz płynem micelarnym, to wacik jest przybrudzony i nie wiem, czemu przypisywać to zjawisko. Czy to zasługa kremu? Pory roku? Pościeli o ciemnej kolorystyce? :s No, ale to już taki mało znaczący drobiazg ;).
Generalnie uważam, że to dobry produkt, chociaż nie pozostawił mnie w stanie "ochów i achów". Jakoś mam takie podskórne uczucie, że czegoś mu brakuje, tylko to coś jest nieuchwytne ;).
Ale ogólnie polecam :)

Cena: ok 30 zł / 40 ml

poniedziałek, 10 września 2012

Mann & Schroeder, Natuderm Botanics, Tonik do twarzy

Dziś kolejny krok pielęgnacyjny rytuału Natuderm Botanics, mianowicie tonik :).

Opis producenta:

Tonik reguluje pracę skóry i wygładza ją. Skóra po jego użyciu pozostaje nawilżona oraz jest przygotowana na to, aby w rezultacie lepiej wchłaniać substancje odżywcze z kolejnych kroków pielęgnacji.
Ekstrakt z Oczaru Wirgilijskiego o działaniu antybakteryjnym poprawia wygląd skóry.
Sposób użycia - aby uzyskać najlepsze rezultaty należy rozpylić tonik na twarz i wklepać w skórę opuszkami palców.



Tradycyjnie zaczynamy od opakowania :). Tym razem mamy solidną, szklaną [!!!] [chociaż trochę ciężka] buteleczkę z rozpylaczem. Spray działa bardzo dobrze, mgiełka jest delikatna, dobrze rozproszona, odpowiednio nasycona, przyjemnie osiada na twarzy.
Tonik ma żółte zabarwienie i prześlicznie pachnie >:D. Zapach przypomina mi trochę marcepan i jakieś zioła, jest naprawdę oryginalny i przyjemny [producent mógłby podobną mieszankę umieścić w innych produktach].

Hm... w składzie toniku jest jednakże sporo alkoholu, który też jest wyczuwalny, ale... i tu moje wielkie zdziwienie - tonik absolutnie nie wysusza skóry :D !!! Wręcz przeciwnie, testowałam go przez kilka dni 'w samotności' i twarz była cudownie nawilżona, gładka, sprężysta i jędrna, aż miło! Nie mogłam się powstrzymać przed dotykaniem policzków. Prawdopodobnie alkohol pełni tu rolę naturalnego konserwantu.

Jak powyżej wspomniałam, kosmetyk cudownie nawilża skórę.

Wydajność bez zastrzeżeń, a wręcz ponadprogramowa. Forma sprayu chyba sprawia, że starcza na dłużej, niż aplikowane w tradycyjnej formie, na wacik, toniki, gdzie na straty produktu wpływa chłonność nośnika. Tu nic się nie 'marnuje' ;).

Jestem tym produktem absolutnie zachwycona, oczarowana... Ze smutkiem powitałam dno w butelce :( i chętnie kupię go ponownie, jeśli będę miała okazję.
Kupiłam promocyjnie za jakieś 12 zł :).

Cena: ok 25 zł / 100 ml

niedziela, 9 września 2012

Mann & Schroeder, Natuderm Botanics, Krem oczyszczający


Jakiś czas temu natrafiłam w Naturze na wyprzedaż produktów, których do tej pory totalnie nie znałam. Marka na wyłączność. Jakoś w oko bardzo wpadł mi skład toniku, ale z uwagi na okazyjne ceny [1/3 ceny pierwotnej] do koszyka rozpędem załadowałam trzy produkty. Tak dla efektu wzmocnienia w serii.
Zużyłam je dość szybko po kupieniu [cóż, okazyjna cena nie wzięła się znikąd = krótki termin ważności], a dziś postanowiłam się podzielić wrażeniami z używania :)

Opis producenta:

Łagodny krem oczyszczający zawierający ekstrakty z Ginkgo oraz działający antybakteryjnie Oczar wirginijski pomagają w utrzymaniu naturalnego poziomu nawilżenia skóry. Mineralne kryształki delikatnie usuwają obumarłe komórki, likwidując nieprzyjemne naprężenie skóry. Cera staje się wyraźnie odświeżona i oczyszczona.
Sposób użycia: Spienić krem za pomocą wody, nałożyć równo na twarz. Spłukać dokładnie wodą. Posiada certyfikat BDIH.


Źródło: www.meinpaket.de
Opakowanie - jak widać na foto - odkręcana tubka zawierająca 50 g kosmetyku. Samo opakowanie miłe dla oka i estetyczne, chociaż troszkę nieporęczne, zabawa w odkręcanie i zakręcanie przy myciu - niekoniecznie... I jeszcze jedno zastrzeżenie - zbyt mała pojemność! Wydajność jest ok, porównywalna z innymi tego typu kosmetykami [po uwzględnieniu proporcji], ale z uwagi na wielkość opakowania, cóż, szybko się kończy. Starcza na ok miesiąc czasu przy jednokrotnym użytku dziennym.
Krem oczyszczający ma postać beżowej, lekko grudkowatej mazi. Zawiera nieliczne, delikatne drobinki peelingujące, które właściwie bardziej przeszkadzają, niż spełniają swoją rolę :/
Jest bezzapachowy, teoretycznie, bo tak naprawdę zapach ma i to niezbyt przyjemny, ot, taki po prostu wynikający pewnie z samego zapachu składników. Producent na tym polu mógł bardziej się postarać, jak chociażby przy toniku [ale o tym w następnym wpisie :)].
Co do samych właściwości, to owszem, jest bardzo łagodny i ładnie nawilża skórę. Słabo się pieni, bardzo słabo, ale to może być zaletą, bo nie ma potem problemu ze zmyciem ciągle nawarstwiającej się piany ;). Podczas mycia czuć jakby lekki poślizg. Pozostawia uczucie gładkości, po umyciu twarz wydaje się jakby przytalkowana, zmatowiona. oczyszcza przyzwoicie, chociaż nie do końca radzi sobie z mocnym makijażem. Ale ogólnie jest ok.

Nie wiem, czy to nie wina siliki w składzie, ale po myciu, kiedy wklepuję w skórę tonik, pod palcami "coś" mi się roluje i nie jest to martwy naskórek, bo efekt ten wyczuwalny jest także po mocnym peelingu.

Kosmetyki tej marki dostępne były na wyłączność w drogeriach Natura. Regularna cena to jakieś 20 zł za tubkę, ale ja kupiłam w promocji za 6.50 :P. Ostatnio nie widziałam ich w drogeriach, ale pewnie można dorwać w sieci :)

Cena: ok 20 zł / 50 ml

sobota, 8 września 2012

Rytuał pielęgnacji włosów ver. 7.0

Jak można było zaobserwować w "denkach", pokończyły mi się główne produkty do pielęgnacji włosów. Ostatnio wspomagałam się trochę poprawionym eliksirem Provitu, bo maska skończyła mi się już jakiś czas temu i chciałam go trochę potestować. Czekałam też, aż skończy się szampon jerychoński :P.
I wreszcie nadszedł czas, aby przetestować całkiem nowe produkty :)

- mycie szamponem Natur Vital do włosów wypadających, przetłuszczających się
- maska Kallos Latte
- Elfa, Green Pharmacy, Eliksir wzmacniający [do wcierania w skórę głowy]
- Marion, Jedwab - na końcówki
- być może dodam jeszcze coś w sprayu, pewnie sama ukręcę, bo składniki okupują miejsca w lodówce :P

Na początek potestuję sobie szampon, stosując go samodzielnie i sprawdzając jego właściwości. Potem skupię się na obserwowaniu efektów działania maseczki :), w końcu eliksiru - chcę zdiagnozować wpływ na wypadanie :)

piątek, 7 września 2012

Paznokciowy Projekt Finish: tydzień trzeci - GLITTER

Trwa trzeci tydzień zabawy w malowanie paznokci o odpowiednim wykończeniu :)
Tym razem padło na brokaty.
Od razu wiedziałam, jakiego lakieru chcę użyć :D



Zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia, jeszcze na promocyjnych zdjęciach i z niecierpliwością wyczekiwałam pojawienia się kolekcji sezonowej. Mowa o karnawałowej serii Sensigue, z której pochodzi lakier #210 o nazwie Confetti.
To piękny, tęczowy glitter zatopiony w fioletowej bazie żelowej. Szkoda tylko, że sama baza ma bardzo słaby pigment i na paznokciu jest półtransparentna. Nie kryje dobrze nawet przy kilku warstwach.
Pomyślałam, że niezłym tłem dla niego będzie głęboki granat z Wibo, ale... chyba bardziej podoba mi się solo, w ciemnym tłem traci wiele ze swojego uroku.

A urok ma przeogromny, jakże on się mieni w świetle!!! Coś wspaniałego :)

środa, 5 września 2012

Essence, Limited Edition - Class of 2013

Z początkiem miesiąca znowu pojawiły się newsy od Essence :) Oczywiście nowa limitka.
Zapraszam na kilka słów, a właściwie obrazków nt. Class of 2013.


Jak nietrudno się domyślić, kolekcja wypuszczona, aby osłodzić co niektórym [ech, piękne czasy...] powrót do szkolnej ławy.

A oto co na tę okazję przygotowało nam Essence:

- kredki typu jumbo w trzech kolorach


- błyszczyki/lip tinty w tubkach


- róż


- puder transparentny


- cztery lakiery i topper


- oraz bzdety :) [portfel i gumki do włosów]



Kolekcja... ładna, choć nie porywająca :P
Wszystkie rzeczy mają swój urok, ale nie wołają do mnie "musisz mnie mieć".
Kredki interesujące jako baza pod cienie.
Lip tinty fajne, wzięłabym oba, ale... czy czerwony nie jest podobny do tego wampirzego z ostatniej tłalajtowej limitki, który już mam? A kolejny różowy niekoniecznie jest mi potrzebny przy moim problemie zużywania ustnej kolorówki...
Róż... no ładny, choć pewnie w szufladce znajdę podobny.
Puder transparentny - wygodniejszy od bambuska, którego aktualnie używam, ale znów - czy potrzebny?
Z lakierów kusi bordo i róż, na zdjęciach jednak często kolor nie jest wiernie oddany, a i w mojej kolekcji trafię jakieś duble.
A bzdety to bzdety :P nie kuszą.

I tak oto wyperswadowałam sobie, NA RAZIE, tę limitkę. Co kupię pokaże czas przy pierwszym spotkaniu z kolekcją :).

A jakie są Wasze odczucia względem tej propozycji? Serce bije mocniej czy powiało nudą?