wtorek, 31 stycznia 2012

Sensique, Strong&Trendy Nails # 251

Był błękitny makijaż, to wrzucam swatch i recenzję lakieru do paznokci do kompletu :)

Lakier marki Sensique, Strong&Trendy Nails, edycja limitowana Summer 2011 w kolorze oznaczonym numerem 251 o nazwie Sea Breeze :)

Słowem wstępu: kiedy na półkach pojawiła się poprzednia kolekcja Exotic Flowers w oko wpadł mi błękitno-miętowy lakier, ale jakoś nie miałam do końca przekonania, czy go zakupić, czy nie. Robiłam do niego kilka podejść i za każdym razem odkładałam na półkę, bo czegoś mi w nim brakowało...
Jak się okazuje - warto było poczekać, bo # 251 okazał się dla mnie strzałem w 10 :) i tu nie miałam już takich wątpliwości ;)

Opakowanie w nowym kształcie - ładne, smukłe, wzorowane na Wibo Extreme Nails [w zasadzie identyczne z pominięciem wyglądu nakrętki], spójne wizerunkowo z nowymi opakowaniami w stałym asortymencie.

Kolor opisać można jako jasny, chłodny, pastelowy błękit. Wg mnie ma w sobie jakąś nutę szarości i odrobinę lawendy - zależy od kąta patrzenia ;). Posiada bardzo delikatny, srebrny shimmer, który czasem, w zależności od kąta padania światła jakby opalizował na o ton ciemniejszy błękit. Ale generalnie widać go tylko w butelce/tudzież w mocnym słońcu, gdy uważnie się przypatrzymy. Ogólnie wydaje się być kremowy. Daje odrobinę plastikowy efekt na paznokciach :).


Malowanie tym lakierem pierwszej warstwy to tragedia, mimo całkiem normalnego pędzelka... Jest dość gęsty i straszliwie smuży, robi prześwity. Nie daje się ładnie i równomiernie rozprowadzić po płytce. Wolno schnie w dodatku :(.
Druga warstwa wyrównuje koloryt, ale też nie jest za pięknie, bo widać nierówności [foto] i białe końcówki. Optymalnie byłoby położyć trzy, ale już nie chciało mi się w to bawić.


Nie wiem, jak długo schnie kilka warstw, ale pewnie długo - sądząc po wrażeniach po nałożeniu pierwszej. Dałam wysuszacz :]

[fot. w słońcu]

Trwałość - przeciętna.
Trzeciego dnia pojawiły się u mnie odpryski, ale... zastanawiam się, czy to nie jest związane z tym, że moje końcówki nie są w najlepszej kondycji i niestety się rozdwajają. Lakier 'lubi' też przecierać się na końcach. Ale źle z trwałością nie jest :)


Cena: ok. 6 zł / 8 ml

sobota, 28 stycznia 2012

Warte uwagi: Gliss Kur, Magiczne Serum [...]

Jeszcze o produktach Gliss Kur.
Już prawie prawie miałam w koszyku ekspresową odżywkę z czarnej linii, kiedy w oczy rzuciła mi się podobna buteleczka, opatrzona jednak napisem "magiczne serum".



Jak zwykle w takich sytuacjach obejrzałam dokładnie etykietę ze składami i wydałam z siebie bezgłośne "uuuuuu", bo skład był naprawdę imponujący :) Nie powiem, producent się postarał zostawiając konkurencję daleko w tyle.

A teraz mam mały dylemat - co wybrać :o???
Oczywiście mogłabym kupić obie buteleczki, jednakże nie chcę wracać do starych zwyczajów i robić na półkach magazyn...

Może macie doświadczenia z tymi produktami i udzielicie mi małej podpowiedzi?

piątek, 27 stycznia 2012

Warte uwagi: Gliss Kur, Ultimate Repair

Już jakiś czas temu podczas wizyty w drogerii uwagę moją przykuła nowa seria kosmetyków Schwarzkopf, Gliss Kur. Linia nazywa się Ultimate Repair, w charakterystycznych, czarnych opakowaniach.

Producent twierdzi, że zawiera potrójny kompleks z płynną keratyną. Regeneruje nawet mocno uszkodzone włosy zarówno na powierzchni włosów jak i w ich wnętrzu. Aż do 95% mniej złamanych włosów, większa odporność i połysk.


Komplet kosmetyków stanowią następujące produkty:
- szampon
- odżywka
- maska
- ekspresowa odżywka w sprayu
- intensywna kuracja 1-minutowa
- serum naprawczo-nabłyszczające
- intensywna odżywka w mini-tubce


Przyjrzałam się etykietom - w składzie faktycznie jest keratyna [w dwóch postaciach], a także panthenol. Jak na produkt drogeryjny bardzo przyzwoicie, a do tego cena nie zabija, bo jest typowa dla produktów Gliss Kur'a, przeważnie w przedziale 8-20 zł. Dlatego polecam uwadze :)







Nie testowałam ich jeszcze, ale powoli czaję się na ekspresową odżywkę w sprayu. Do tej pory odkładałam zakup, gdyż na kosmetycznej półce kłębiło się trochę zapasów, ale sukcesywnie, małymi kroczkami pozbywałam się ich i właśnie chyba nadszedł ten moment...

Kuszą też inne produkty, ale na razie poczekam, aż trochę odrosną mi włosy :D

czwartek, 26 stycznia 2012

Oczko - odsłona 4

We wszelkich poradniach dotyczących makijażu twardo jest napisane, że z uwagi na kolor tęczówki, nie powinnam nosić niebieskiego makijażu...

Ale to silniejsze ode mnie :P
Zatem kolejne oczko w niebieskościach :)




środa, 25 stycznia 2012

La Roche Posay, Hydreane Legere, Krem nawilżający do skóry wrażliwej: normalnej i mieszanej

Opis producenta:

Redukuje 5 oznak wrażliwości skóry: zaczerwienienie, szczypanie, ściągnięcie, swędzenie, pieczenie.
Hydreane zawiera hydrolipidy, nośniki wody nowej generacji, które naturalnie wnikają w głąb naskórka dzięki strukturze zbliżonej do błon komórkowych. Po nałożeniu kremu Hydreane, hydrolipidy wnikają w skórę i nasycają ja wodą termalną La Roche-Posay, działając nawilżająco i kojąco. Dzięki hydrolipidom bogata w Selen woda termalna dostarczana jest do skóry w sposób ciągły, aby stopniowo redukować wrażliwość i zapewnić jej długotrwały komfort. Świeża konsystencja pozostawia skórę złagodzoną, miękką i elastyczną.
Nakładać rano i/lub wieczorem na twarz i szyję. Aplikować na dokładnie oczyszczoną skórę twarzy i szyi. Nie powoduje powstawania zaskórników. Stanowi idealną bazę pod makijaż.

Zakupiłam krem ów, a właściwie jego próbkę, zachęcona obietnicami producenta. Szukałam czegoś lekkiego, ale nawilżającego do mojej mieszanej skóry. So why not? - pomyślałam. Przy okazji innych zakupów jedna próbka więcej.
I całe szczęście, że nie kupiłam od razu pełnowymiarowego opakowania, bo wtopiłabym cztery dychy :s.
Jak na załączonym obrazku widać, kosmetyk opakowany jest w schludną tubkę w typowej dla LRP kolorystyce.
Biały, bezzapachowy, o lekkiej konsystencji, ładnie rozprowadza się po skórze.
I na tym chyba kończą się jakiekolwiek pozytywy przy używaniu tego kremu.
Pierwsza rzecz, jaką zauważyłam - podczas nakładania kosmetyku wyczuwalna jest wyraźna woń alkoholu. OK, mi to szczególnie nie przeszkadza, chociaż niezbyt ucieszył mnie fakt, że alkohol w składzie jest tak wysoko. A krem jest przeznaczony do cery wrażliwej :/.

Po rozprowadzeniu niby jest ok, ale tylko pozornie. Krem się prawie nie wchłania, pozostawiając na skórze powłoczkę, która w dodatku paskudnie się roluje! :C
O nawilżeniu też raczej ciężko dyskutować. Rano czułam się, jakbym na twarzy miała warstwę gumy, chociaż nic już się nie rolowało :/ [pewnie krem został wtarty w poduszkę].

Sam skład też nie zachwyca, więc w sumie nawet się nie dziwię temu pseudo-działaniu.
Jak już wspomniałam wcześniej, dobrze się stało, że to była tylko próbka, bo tak nieudanego produktu dawno nie spotkałam :s

Cena: ok. 40 zł / 40 ml

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Pollena Malwa, Gloria, Emulsja do włosów

Opis producenta:
Emulsja do włosów poprawia elastyczność włosów, zmniejsza ich łamliwość, ułatwia rozczesywanie i ich modelowanie. Nie wpływa na szybkość przetłuszczania włosów.



Idąc za ciosem podczas kupna maski, do paczki wrzuciłam też emulsję, również zbierającą dobre recenzje.
Opakowanie ma nieszczególne ;) - plastikowa butelka z niebieską naklejką. Otwierane wieczko ma w sobie otwór, którym wygodnie dozować odżywkę, tak, aby nie wylało się za dużo.
Ma ona dość rzadką konsystencję i mydlany, niezbyt wyszukany zapach, Trochę spływa z włosów podczas nakładania.
Jej działanie w moim odczuciu jest raczej słabe. Poza ułatwieniem rozczesywania z moimi włosami nie zrobiła prawie nic. Włosy były sypkie i błyszczące, nieobciążone, trochę się elektryzowały - w sumie tyle, co po użyciu dobrego szamponu. To jednak za mało, od odżywek oczekuję jednak bardziej zdecydowanego działania i regeneracji. Zużyłam raczej dla zasady, aby się nie zmarnowała, bo zachwycona nie byłam :/. Nie polecam.

Cena: ok 4-5 zł / 200 ml

niedziela, 22 stycznia 2012

Pollena Malwa, Studio Gloria, Maska regenerująca do włosów zniszczonych i farbowanych

Opis producenta:
Maska przeznaczona jest do włosów suchych, zniszczonych i farbowanych. Ekstrakt z szyszek chmielu wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu, przywraca włosom połysk. Prowitamina B5 reguluje prawidłową wilgotność włosów, zwiększa ich objętość. Maska regeneruje strukturę zniszczonego włosa i odżywia. Włosy odzyskują połysk, elastyczność, sprężystość, łatwiej się rozczesują i nie elektryzują się.



Maseczkę tą kupiłam dawno, dawno temu, w zasadzie na początku mojego małego boom'u na maniakalne dbanie o włosy [kiedy jeszcze miałam o co dbać ;)], gdyż cieszyła się ogromną popularnością i zgarniała same dobre recenzje.
Cóż, nic do stracenia - produkt w naprawdę niewielkiej cenie, a skoro miał zdziałać cuda, to wart ryzyka.
Jego dostępność ówcześnie była prawie równa zeru, ale w końcu jeden ze sklepów w sieci zdecydował się na wprowadzenie jej do oferty [nota bene - strzał w dziesiątkę, wkrótce był to jeden z bestsellerów]. Szybkie zamówienie i... wreszcie była w moich łapkach :)

Opakowanie - niewielki słoiczek z dość miękkiego plastiku z zakrętką, oklejony etykietą. Proste, ale poręczne, bardzo łatwo wydobyć z niego potrzebną ilość maski.
Produkt ma postać kremu o lekkiej konsystencji i białym kolorze. Pachnie przeciętnie, trochę jak takie zwykłe mydło.
Maska jest wystarczająco zwarta i podczas aplikacji nie spływa z włosów, łatwo i równomiernie się ją nakłada.
Podczas spłukiwania jakby nieznacznie się spieniała, pozostawiając włosy bardzo miękkie w dotyku.
Wydajność przeciętna - opakowanie wystarczyło mi na jakieś 8-10 użyć [z tego, co pamiętam], czyli mniej więcej podobnie, co inne produkty o tej samej pojemności.
Działanie - pozytywnie mnie zaskoczyła. Po wysuszeniu włosy były przyjemne w dotyku, lekko nawilżone, dość gładkie, sypkie, puszyste i bardzo błyszczące. Maska absolutnie nieobciążająca.
Natomiast nie nazwałabym tego produktu regenerującym. Na tym polu działa zbyt słabo.
Wilgotne włosy dobrze się rozczesywały, natomiast przy suchych miałam niewielkie trudności, kilka kosmyków było nieco splątanych. Zauważyłam również, że zaczęły się elektryzować [czego nie było przy używaniu odżywek z silikonami, tak więc tu pewnie leży źródło problemu].

Ogólnie rzecz biorąc - więcej jest plusów niż minusów, a przy tak niskiej cenie myślę, że to całkiem porządny produkt :) i szczerze go polecam. Na mnie zrobiła dobre wrażenie. Ale nie należy oczekiwać cudu :].
Szkoda, że jest trudno dostępna.

Cena: ok 6 zł / 200 ml

piątek, 20 stycznia 2012

Catrice Limited Edition - Nymphelia

Catrice "atakuje" nową limitką o wdzięcznej nazwie "Nymphelia"

Nymphelia logo.jpg

W kolekcji przewidziano miejsce dla:
- cieni wypiekanych, 2 wersje

Nymphelia eyeshadow.jpg

- eyelinera

Nymphelia Eyeliner.png

- tuszu do rzęs "Lashes to kill"

nymphelia mascara.jpg

- zestawu cieni skomponowanego do wykonania smokey eyes

Nymphelia smokey set.jpeg

- sztucznych rzęs z piórkami :)

Nymphelia eyelashes.jpg

- błyszczyków w trzech kolorach

Nymphelia lipgloss.jpg

- różu do policzków

nymphelia blush.jpg

- pięciu lakierów do paznokci

nymphelia lakiery.jpg

Eteryczne kobiety ze zdjęć promujących limitkę oraz przedwiosenny czas wprowadzenia jej na rynek sugerowałyby zupełnie inny charakter kolekcji. Tymczasem jej kolory [jak dla mnie] są jakieś takie mdłe i ziemiste, jesienne; w moim odczuciu zupełnie nie zwiastują nadchodzącej wiosny...

Z całości przygotowanej oferty moją uwagę przykuł tylko mleczno-brzoskwiniowy lakier. Oraz rzęsy, których jednak nie kupię, bo są takie... marne i patykowate, trzy włosy na krzyż ;)

Wieść gminna niesie, że część produktów wejdzie do stałego asortymentu - świadczy o tym "zwykła" szata opakowań niektórych kosmetyków, zatem logicznie rzecz biorąc limitka nie powinna ominąć polskich drogerii.

A jakie odczucia wzbudza w Was, drodzy Czytelnicy, ta limitowanka?

środa, 18 stycznia 2012

Patch plasterek na... paznokcie

Wrrrr... chwila nieuwagi i trach :(
Dziś cudownie, centralnie rozwaliłam sobie pieczołowicie ostatnio zapuszczane paznokcie :/. Nawet w celu osiągnięcia lepszego efektu przestałam na jakiś czas je malować. I oto trafiła we mnie złośliwość losu. Wrrr...

Nie ma jednak tego złego ;). Wydarzenie owo, choć zepsuło mi humor na dłuższą chwilę, przypomniało mi o pewnej metodzie na naprawę i zainspirowało do napisania tej notki ;).



Pewnie niejednokrotnie każdej z nas zdarzyło się, że zadarła paznokieć i to w najmniej oczekiwanym momencie :o.
Pół biedy, gdy można obciąć/przyciąć/opiłować zadarcie, ale moje paznokcie złośliwie często 'psują się' w miejscu, gdzie są jeszcze wrośnięte w skórę i jakiekolwiek kombinacje, zmierzające do usunięcia szkody mogłyby być cokolwiek bolesne i mało skuteczne.

Z pomocą w takich sytuacjach przychodzi... naklejenie łatki :)
Do tej pory nie znałam tej metody, podpatrzona niedawno w sieci, postanowiłam się więc nią podzielić, bo być może, podobnie jak ja, nie wszyscy się z nią spotkali, a jest ona bardzo przydatna :)


Do wykonania zabiegu będą potrzebne:
- nożyczki
- bezbarwny lakier lub wysychająca odżywka/utwardzacz itp.
- torebka herbaty






Obraz zniszczeń i przedmiot zabiegu






Z torebki od herbaty wycinamy odpowiednią łatkę. Na foto jest dość duża, zwykle wystarczy mniejsza, taka, aby pokryła zadarcie i okolice.




Kolejnym krokiem jest pomalowanie paznokcia bezbarwną emalią i umieszczenie łatki we właściwym miejscu. Dociskamy, prostujemy i zostawiamy do wyschnięcia. Krawędź delikatnie opiłowujemy, aby 'odciąć' część łatki wystającą poza docelowy kształt paznokcia. Po wierzchu malujemy kolejną bezbarwną warstwą. Ostatni punkt można kilkakrotnie powtórzyć dla uzyskania większej trwałości i gładkości powierzchni płytki [akurat miałam lenia, więc dałam tylko jedną warstwę :o].



Teraz wystarczy pomalować docelowym lakierem i gotowe :)
Wybaczcie, że nie przyłożyłam się również do tego kroku, bo na fotce też tylko jedna warstwa malowana na szybko :o. Przy większej ilości efekt łatania jest o wiele bardziej niewidoczny i estetyczny :)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

TAG: Nasze Ulubione Seriale

Kilka dni temu na blogu Orlicy powstał tag dotyczący ulubionych seriali bloggerek :)

Jako że bloga podczytuję, a i seriale lubię oglądać, to poczułam się zaproszona.
Kolejność przypadkowa :)

Californication - podbił moje serce od pierwszego odcinka. Specyficzny humor [uwielbiam niektóre teksty], interesujący wątek i David Duchowny :P

Zmiennicy - serial, który powstał w czasach mojego dzieciństwa. Esencja tamtych czasów, tamtych absurdów podana w megazabawny sposób. Dziś nie przez wszystkich już rozumiany :o... Uwielbiam go.

Mentalista - któż nie kocha nonszalanckiego uśmiechu i nieco ironicznego sposobu bycia Patricka Jane'a? :>

Gotowe na wszystko - kiedy serial miał premierę w PL nie wiedzieć czemu omijałam go szerokim łukiem :P. Moja przygoda z nim zaczęła się dopiero wtedy, gdy Polsat postanowił emitować powtórki. Wciągnęło :P

Skazany na śmierć - choć w zasadzie podobały mi się tylko pierwsze dwa sezony. Resztę oglądałam dla tego stalowego spojrzenia Wentwortha Millera :D

Plotkara - na początku też omijałam go szerokim łukiem, ale od odcinka [powtórkowego] do odcinka i... tak jakoś wyszło ;)

Wampirkowe - Dzienniki Wampirów i True Blood - pierwsze oglądałam dla kreacji osławionego Damona ;) a te drugie z ciekawości, cóż to za "cudo" i chociaż jakoś nie ujął mnie za serce, to oglądałam, skoro już zaczęłam O_O

Sex w wielkim mieście - jeeeju, pamiętam jak na pierwsze odcinki, emitowane w tvp2 wymykałam się nocą do salonu. Zostało mi do dzisiaj, chętnie oglądam powtórki :)

Dr House i Chirurdzy - o ile ten pierwszy trochę mnie już znudził, bo czasem ociera się o granice absurdu, o tyle ten drugi wciąż oglądam z zaciekawieniem :) Oba bardzo mnie zaintrygowały od pierwszej serii.

Teoria Wielkiego Podrywu - dla odmiany komediowo. Dwa słowa - Sheldon Cooper :D

Zapraszam do zabawy :)

niedziela, 15 stycznia 2012

Essence, Limited Edition - Legends of the Sky

Ledwie minęły dwa tygodnie od ostatniej publikacji o limitowanej serii od Essence, a przynoszę wieści o kolejnej.
Tym razem ma być to kolekcja inspirowana klimatami lat '40, w szczególności wszystkim, co związane było z ówczesnym rozkwitem lotnictwa.
Przedstawiam Legends of the Sky:



A oto jej " bohaterowie" :

- paleta cieni
lots eyeshadow.jpg

- kredka i cień do powiek [dwustronne]
lots shadow and pencil.jpg

- pomadki
lots lipstick.jpg

- róż do policzków
lots blush.jpg

- i lakiery :)
lots nail polish.jpg

Hm... o ile poprzednia kolekcja zachwyciła mnie od pierwszego wejrzenia, tak z tej nie chcę chyba nic. Kolory ziemi to zupełnie nie moja bajka. Musiałabym bardzo mocno przyjrzeć się lakierom [czerwień i mleko] oraz srebrnemu cieniowi w pisaku i to tak na siłę, bo pragnienia absolutnego posiadania nie budzi we mnie absolutnie nic o_O.

czwartek, 12 stycznia 2012

Joanna, Naturia, Peeling myjący z ...

Uzupełnieniem kąpieli jest zazwyczaj peeling, który warto wykonać raz na kilka dni. Marka Joanna przygotowała również produkt na tę 'okazję' :)

Opis producenta:
Peeling myjący o owocowym zapachu doskonale wygładza i odświeża ciało. Specjalnie dobrana receptura zawiera nawilżający ekstrakt z truskawki oraz drobinki ścierające, które usuwają zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka.
Wspaniałe rezultaty:
- Oczyszczona i odświeżona skóra,
- Gładsza i milsza w dotyku,
- Przyjemnie pachnąca

Dostępny w 7 wersjach: kiwi, pomarańcza, truskawka, porzeczka, grapefruit, gruszka i żurawina.


Mała rzecz, a cieszy :)
Tak można podsumować recenzję tego produktu.
W niewielkiej, poręcznej buteleczce ukrywa się zaskakująca zawartość. Peeling jest dość drobno "zmielony", przez co delikatny, nadaje się do stosowania przy wrażliwej skórze. Osobiście bardzo podpasował mi jako kosmetyk do... twarzy. I spisał się świetnie, zarówno przy pielęgnacji buziaka jak i całego ciała.
Owa delikatność bowiem nie wyklucza wcale dobrego złuszczania. Bardzo ładnie wygładza skórę.
Uważam, że jest wydajny - wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby umyć i złuszczyć dość duży obszar skóry.
Małe opakowanie jest bardzo wygodne a dodatkowo ma jeszcze tę zaletę, że pozwala szybciej zmienić kosmetyk i wypróbować inne nuty zapachowe :D.
Piękny zapach to już chyba standardowa cecha produktów z serii Naturia.
Testowałam truskawkę, grapefruita, pomarańczę i porzeczkę i tylko ten ostatni miał jak dla mnie woń zbyt chemiczną, ale to już kwestia indywidualna.

Cena: ok 4 zł / 100 ml

środa, 11 stycznia 2012

Joanna, Naturia, Żel pod prysznic

Opis producenta:
Żel pod prysznic Naturia o świeżym owocowym zapachu zapewnia doskonałe odprężenie i oczyszczenie ciała. Specjalnie opracowana receptura zawiera ekstrakty z czarnego pieprzu i guarany, które działają nawilżająco i energetyzująco.
Wspaniałe rezultaty:
- Dokładnie oczyszczona i odświeżona skóra,
- Delikatna i miła w dotyku,
- Subtelnie i przyjemnie pachnąca



Pewnie się powtórzę, jeśli napiszę, że Joanna to jeden z moich ulubionych producentów kosmetyków, ale co tam ;)
Z ogromną przyjemnością sięgam po produkty sygnowane tą marką. A ich wybór jest naprawdę szeroki - do wyboru do koloru - i cały czas się powiększa.
Wspomniane żele niewątpliwie należą do moich ulubionych :) i zawsze chętnie do nich wracam.
W poręcznych, niewymyślnych acz estetycznych opakowaniach - cieszą oko w mojej łazience.
Wspaniały komfort używania :) - są wysoko wydajne, bardzo dobrze się pienią, świetnie myją, a te obłędne owocowe zapachy... mogłabym upajać się godzinami :D :D :D
Niezwykle mocno w pamięć zapadł mi ten z limonką - prysznic z jego udziałem z samego rana orzeźwi każdego :D , niezwykle intensywny i stymulujący, lecz bardzo przyjemny :)
Kosmetyki stanowią świetną alternatywę dla podobnych produktów reklamowanych marek, nie ustępują im jakością, a kosztują o połowę mniej :)
Jak dla mnie BOMBA :D

Cena: ok 6 zł / 300 ml

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Rytuał pielęgnacji włosów ver. 3.0

Skoro buziak już wypielęgnowany ;) to czas na włosy :D

Dobrnęłam wreszcie do dna odżywki w sprayu Tresemme. Kolejne opakowanie z poczynionych zapasów out :D
I nagle okazało się, że... zostałam bez odżywki w sprayu :0 Coś niesamowitego ;), chyba z 10 lat tak nie miałam :P [no nie, oczywiście przesadzam, ale z 3 to na pewno :P].
Włosy myłam wieczorem, więc na wycieczki po sklepach już było trochę późno, więc... postanowiłam wrócić do starych, dobrych czasów pielęgnacyjnych, kiedy to jeszcze nosiłam moje prawie-do-kolan włosy :P i namiętnie kupowałam półprodukty do mieszanek.
W lodówce zapodziała się jeszcze jakaś tam keratyna, reszta składników do robienia kremów doskonale nadała się do mieszanki dla włosów :).
Ku mojemu zaskoczeniu nowo powstały bełt całkiem fajnie poradził sobie z czupryną, zatem postanowiłam chwilowo przy nim zostać :) i zgłębić dokładniej jego właściwości :)

Skończył się też płyn do wcierania w skalp i chyba czas powrócić do ukochanej Rzepy :)

Tak oto wyglądał będzie nowy plan pielęgnacji:
- szampon Joanna Rzepa do włosów przetłuszczających się ze skłonnością do wypadania
- odżywka handmade z keratyną i innymi dobrodziejstwami
- Joanna Rzepa, Kuracja przeciw wypadaniu włosów
- Marion, NaturaSilk, Jedwabna Kuracja - na końcówki

piątek, 6 stycznia 2012

Mój program pielęgnacji ver. 3.0

Tonik z 15% PHA przetestowany wzdłuż i wszerz, stosowany zarówno codziennie, jak i co dwa dni, zatem czas ukręcić nowe mazidełko i troszkę w rytuale toaletowym namieszać ;).

Rano:
- oczyszczanie twarzy różanym płynem micelarnym Ziaja,
- tonik depigmentacyjny z kwasem kojowym i glukonolaktonem
- Oeparol, Hypoalergiczny krem do twarzy przeciw zmarszczkom
- puder bambusowy z Biochemii Urody

Wieczorem:
- BeBeauty, Micelarny żel do mycia twarzy
- tonik depigmentacyjny z kwasem kojowym i glukonolaktonem
- Oeparol, Hypoalergiczny krem do twarzy przeciw zmarszczkom + Bioderma Sebium AKN [w razie potrzeby]

Raz na trzy/cztery dni:
- brzoskwiniowy peeling do twarzy Joanna, Naturia Face
- maseczka z błota termalnego z biosiarką

Do tego zestaw na naczynka z Bielendy [nos], krem do rzęs L'Biotica i Carmex :)

czwartek, 5 stycznia 2012

Grudniowe zużycia

Kolejny punkt podsumowania minionego miesiąca czyli co ubyło na półach w mojej łazience.
Cóż, marniutko :o
Jak na złość w kilku opakowaniach widać już dno, ale mimo tego jest w nich jeszcze trochę produktu...

Pozostaje wierzyć, że przyszły miesiąc będzie obfitował w puste opakowania ;)


Tym razem dno ujrzały:
- odżywka w sprayu Tresemme Color Thrive
- kokosowy balsam do ust Ziaja
- Loton Provit, Elixir ziołowy przeciw wypadaniu włosów.

środa, 4 stycznia 2012

Wishlista na styczeń

Mój ulubiony element podsumowania miesiąca :D
Planowanie zakupów :D...

Tym razem bardzo krótko, właściwie trzy hasła:
- Circus Circus
- CrystallIced
- Welcome to Las Vegas

Trzy serie limitowane z których zamierzam upolować tyle produktów, ile mi wpadnie w oko :D

O tym, co szczególnie mnie interesuje, pisałam podczas przedstawiania każdej z kolekcji w oddzielnych notkach.
Zatem życzcie mi szczęścia w polowaniach ;)



PS. Uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że rozświetlacz z CrystallIced już mam :D

wtorek, 3 stycznia 2012

Zakupy grudniowe - podsumowanie

Zgodnie z tradycją, jak co miesiąc, przedstawiam moją listę z kupionymi kosmetykami.
A oto są:

- żel do mycia twarzy Bielenda, ogórek i Limonka [nie wiem, po co kupiłam, chwilowy blank, bo zapomniałam, że mam kilka mydeł do twarzy do przetestowania, a poza tym bardzo lubiłam poprzednią wersję żelu]
- tonik Alterra z ekstraktem z orchidei [aby stosować na zmianę z tonikami kwasowymi]
- maseczka regenerująca Noni [kupiona trochę na siłę, bo poszłam po zupełnie inny produkt, ale nie było...]
- myjący peeling do ciała Ziaja, Sopot Spa
- peeling do ciała Milk & Lychee od Organique - mały prezencik od :)






- krem regeneracyjny do rzęs i brwi L'Biotica - skorzystałam z przedłużonego dnia darmowej dostawy :), stąd już grudzień [zresztą w grudniu i tak by doszło]
- gratisowo dostałam jedwab Wax [też L'Biotica]









- a miałam już nie kupować lakierów :D









- bardzo spontaniczny zakup: waniliowa woda toaletowa. Nie podejrzewałam siebie o takie zapędy :P, bo chociaż zapach wanilii lubię, to do noszenia preferuję trochę inne nuty, ale tak jakoś tak mi podeszła, że po szybkim przemyśleniu sprawy wróciłam na stoisko kosmetyczne i kupiłam :D









- tusz do rzęs I love Extreme, Essence oczywiście ;)

niedziela, 1 stycznia 2012

Krótko II


Witam się po raz pierwszy w tym Roku i życzę wszystkim
spełnienia marzeń w Nowym Roku!
Udanych polowań na limitki,
fantastycznie działających kosmetyków
i rzecz jasna odpowiednich zasobów w portfelu na te wszystkie cuda :D