Od zawsze zimową porą mam problem z ustami. Ani kremy, ani miód, ani olejki [np. kokos] ani pomadki ochronne nie są w stanie zapobiec pierzchnięciu, wysychaniu i pojawieniu suchych skórek. Swego czasu w miarę dobrze działał duet: pomadka Yes to Carrots + płynny błyszczyk Joanna [chociaż swoją drogą straszny klajster z niego był], ale potem zgubiłam i jedno i drugie, więc problem powrócił.
Na przekór zachwytom, bardzo długo opierałam się zakupowi tego kosmetyku, ale w końcu uległam dobrym radom i postanowiłam spróbować.
Opis producenta:
Cierpiący z powodu spierzchniętych, popękanych ust Alfred Woelbing wynalazł w USA we wczesnych latach 30-tych dwudziestego wieku balsam do ust Carmex. Rodzina Woelbing do dziś prowadzi firmęm a Carmex stał się jednym z najbardziej cenionych na świecie balsamów do ust.
Unikalna receptura balsamu Carmex zawiera specjalne składniki, które powodują klasyczne uczucie mrowienia dające znać, że Carmex działa skutecznie, kojąc, nawilżając i chroniąc spierzchnięte, popękane usta.
Wypróbuj go i przekonaj się, dlaczego jet on ulubionym balsamem gwiazd z Hollywood oraz specjalistów od makijażu na całym świecie.
Wskazówki: Nałożyć obficie tak często, jak jest to konieczne. Nałożyć ponownie po jedzeniu i piciu. Szczególnie wskazane jest użycie przed i po oddziaływaniu słońca, wiatru lub niskich temperatur. W celu odbudowy i utrzymania nawilżenia, należy stosować przed i po nałożeniu pomadki do ust oraz po pływaniu.
Tylko do użytku zewnętrznego. Unikać kontaktu z oczami. Nie stosować u dzieci poniżej 3 roku życia.
Balsam opakowany jest w niewielki, plastikowy słoiczek z metalową nakrętką. Dodatkowo posiada plastikową wytłoczkę, dzięki czemu mamy 100% pewności, że nikt przed nami go nie otwierał. Ma postać zbitej, żółtej, lekko transparentnej masy - jest jak wazelina [i po części nią też właśnie :P]. Do naszych nozdrzy trafia przyjemny zapach mieszaniny mentolu, kamfory z nutą wanilii.
Konsystencja, choć zbita, nie sprawia problemów podczas aplikacji, gdyż bardzo szybko mięknie i topi się pod wpływem ciepła skóry. Natomiast kłopotliwe może być samo wydobycie balsamu, bo nie dołączono żadnej szpatułki lub innego akcesorium. Skazane jesteśmy więc [najczęściej] na własne palce, co mocno obniża higienę stosowania. Sama początkowo smarowałam usta bezpośrednio ze słoiczka [wiem, dziwne :P], potem przerzuciłam się na szpatułkę, w razie W uciekając się do wydobycia odrobiny balsamu wierzchem paznokcia.
Można uniknąć tych niedogodności - producent wyszedł naprzeciw potrzebom wypuszczając na rynek wersję w tubce. Aczkolwiek czytałam, że nie jest aż tak skuteczna jak słoiczek. Sama nie testowałam, może kiedyś jeszcze się skuszę...
No dobra, dość spraw "technicznych", czas na wrażenia z działania.
Powiem wprost - już w chwilę po pierwszej aplikacji w mojej głowie miałam tylko jedną myśl.
"Czemu ty durna wcześniej go nie kupiłaś ?!?"
Ulga dla moich spierzchniętych warg była natychmiastowa.
Zaraz po aplikacji towarzyszy nam uczucie chłodzenia i charakterystyczne mrowienie. O ile to drugie mija całkiem szybko, to chłód na ustach utrzymuje się dość długo. Z tego względu może nie nadawać się na kurację nocną, bo to trochę przeszkadza zasnąć ;), chociaż po pewnym czasie można się przyzwyczaić :). Odradzam użytkowanie Carmexu także podczas wyjść, gdy na zewnątrz panują niskie temperatury z uwagi na spotęgowany efekt chłodu.
W ciągu trzech dni wyleczyłam się niemal kompletnie z problemu, któremu nie dawały rady inne specyfiki do ust. Suche skórki zniknęły, wargi stały się przyjemnie miękkie i nawilżone. Daje natychmiastowa ulgę, goi pęknięty naskórek [a ten kłopot zimą dość często dręczy moje usta :(].
Żeby nie było zbyt słodko - efekty są tylko wtedy, gdy się balsam stosuje. Każdorazowe odstawienie powoduje zanik efektów. Dlatego stosuję go praktycznie przez cały czas jako kurację podtrzymującą. Co wieczór kładę cienką warstwę i czasem sięgam po niego w ciągu dnia. Mimo tego faktu kosmetyk starcza na baaaaaardzo długo, jest niesamowicie wydajny. Do tego ważny jest aż 24 miesiące od otwarcia, zatem mamy dużo czasu na jego zużycie :)
Skład:
Petrolatum, Lanloin, Cetyl esters, Theobroma oil, Cera Alba, Paraffin, Camphor, Menthol, Salicyl Acid, Aroma Vanilin
Cena: ok 9 zł / 7,5g
Cóż mogę powiedzieć dla podsumowania - oczarował mnie :)
Słyszałam, że lepszy jest Blistex, ale i tak na podorędziu planuję mieć Carmex.
Kuszą wersje tubkowe z uwagi na komfort stosowania, ale trochę boję się niewypału.
A jakie są Wasze doświadczenia? Polecicie coś wartego wypróbowania?