niedziela, 4 grudnia 2011

Czas ubełtać sobie krem...czyli moje domowe laboratorium

Własnoręcznie robionych kosmetyków używam w zasadzie od bardzo dawna. Ale do tej pory nie były to jakieś skomplikowane kombinacje, raczej wzbogacanie gotowych produktów, tudzież proste toniki i odzywki do włosów na bazie wody i składników w niej rozpuszczalnych.
Oczywiście od zawsze chciałam zrobić coś 'poważniejszego', dużo czytałam i psychicznie przygotowywałam się do tego ;), ale zawsze brakowało mi odwagi.

Jednakże wygląda na to, że wreszcie dojrzałam do tej decyzji i planuję wkrótce ubełtać swój pierwszy, prawdziwy krem :P

Dlatego postanowiłam też zabrać się za to bardziej profesjonalnie i nawet zakupiłam odpowiedni do tego celu sprzęt ^o^



A w skład mojego mega-profeszynal lab wchodzą:
- spieniacz do mleka aka mikser do kremów
- termometr ze skalą do 100 st. C, do tych kosmetyków, w których trzeba odpowiednio podgrzać fazy
- precyzyjna waga jubilerska aka dilerka :P [którą mam już od jakiegoś czasu, bardzo przydatna rzecz, nie trzeba się bawić w przeliczanie mililitrów na gramy, co bardzo ułatwia sprawę :D]




Natomiast w dotychczasowych moich zbiorach posiadam jeszcze:


- kwas migdałowy
- kwas salicylowy
- kwas mlekowy
- ekstrakt z truskawki
- ekstrakt z ananasa
- telocapil
- hydrolizowana keratyna
- NMF
- olej z pachnotki
- kwas hialuronowy
- biobaza [emulgator]
- optiphen plus [konserwant]
plus łyżeczka, pipeta i jakieś tam miareczki

I jeśli dodać zawartość poprzedniego posta, to można sobie wyobrazić, jak oto wygląda moje małe domowe laboratorium, które wkrótce zamierzam uruchomić ;)

2 komentarze: