Skoro już się tak sumiennie wymalowałam na różne sposoby wspomnianym w tytule cieniem, wypadałoby kilka słów skreślić na jego temat :)
Zakup tego cienia był totalnie spontaniczny i w ogóle nie planowałam, że kiedykolwiek będę miała okazję go nabyć. A to z tej przyczyny, że do Drogerii Natura miała wejść zupełnie inna limitka, a ta... cóż, pewnie skazana byłaby wtedy na nieobecność. Ale stało się inaczej.
Wybrany przeze mnie cień od razu wpadł mi w oko, więc praktycznie się nie zastanawiałam :) Inne też były apetycznym kąskiem, ale cóż... nie można mieć wszystkiego :o
A o samym cieniu?
Jest twardy - jak to z cieniami wypiekanymi bywa, dlatego do jego nakładania polecałabym nieco twardszy pędzelek. Można go śmiało aplikować również na mokro i oczywiście standardowo - na sucho, wtedy daje subtelniejszy efekt.
Jest bardzo, bardzo drobinkowo-rozświetlający, co chyba nawet udało mi się uwiecznić na fotkach z poprzednich dwóch postów :). Skrzy się w świetle niczym rozgwieżdżone niebo. Dlatego też bardzo podoba mi się nazwa kolekcji, bardzo trafna. Inne cienie dają podobny efekt [sprawdzałam testery].
Opakowanie bardzo solidne, trochę ciężko je otworzyć. Całe przezroczyste, doskonale eksponuje zawartość. Projekt graficzny dla limitowanki też zasługuje na pochwałę :)
Kolor cienia - stalowo-błękitny, zmienny w zależności od oświetlenia, czasem wpadający w subtelną szarość, jak niebo przed świtem, czasem trochę "burzowy", w słońcu niczym bezchmurne niebo na linii horyzontu, taki rozmyty niebieski.
Kojarzy mi się z jednym z lakierów Wibo, opisywanym wcześniej na tym blogu.
O trwałości ciężko mi mówić - kładę cienie zawsze na bazę, bo moje powieki nie nadają się do aplikacji bez niej, taki już ich urok.
Wady - w zasadzie jedna. Strasznie osypuje się podczas aplikacji i ciężko te resztki potem usunąć. Po nałożeniu cały policzek błyszczał od tych drobin, także polecam przez aplikacją położyć jakąś chusteczkę pod oczy.
Cena: 16 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz