Cieszy się moja paszcza, gdy widzę dno butelki czy tubki [o ile tubka ma dno ;)] oraz zmniejszające się zapasy w pudłach, schowkach i szafkach. Widzę światełko w tunelu. I oczom nie wierzę - wreszcie puste miejsca! Tu i ówdzie, co prawda jeszcze niewielkie te przestrzenie, ale są! Czy u Was widok topniejących zapasów też budzi taką radość w sercu? Bo mi te butelki, atomizerki i słoiczki lekko ciążą, niczym przysłowiowe kamyki, które spadają z serca... Szczególnie nagromadzenie azjatyckich smarowideł [choć widok tych ładnych opakowań naprawdę cieszy oko], ale... dzisiaj o włosach będzie. O reszcie innym razem.
W nadchodzącym okresie moja włosowa, pielęgnacyjna rutyna będzie raczej skromna:
- Pilomax, Henna Wax, odżywka do włosów suchych i zniszczonych oraz Pilomax Regeneracja, odżywka do włosów farbowanych ciemnych [choć moje włosy ani farbowane ani bardzo zniszczone nie są ;)]
- mgiełka Pantene Aqua Light + Madre Labs Leave-in Conditioner
- na końcówki jedwab L'Biotica [którego cały czas zapominam nakładać i to zapominalstwo widać/a raczej nie widać na zdjęciu :/]
- muszę pomyśleć też nad jakąś wcierką do skóry głowy, bo ta z Farmony jest już na wyczerpaniu i też o niej zapominam ostatnio
Zastanawiam się już na wyrost, co stosować przy kolejnej edycji rytuału. Te maleństwa pewnie szybko się pokończą, z dnia na dzień moje włosy stają się coraz dłuższe...
Timotei? L'Biotica? Czy też arganowe kosmetyki Joanny?
A może mała ankieta?