środa, 30 listopada 2011

Koniec listopada...

I mamy listopad na finiszu.
Patrząc na mój plan z zapowiedzi, chyba trochę za dużo zaplanowałam i dni na publikacje mi zabrakło ;)
Mam nadzieję, że mi te niedociągnięcia wybaczycie :o

A tymczasem zapraszam na podsumowanie minionego miesiąca, które niebawem pojawi się w kolejnych postach.

wtorek, 29 listopada 2011

Lovely, Collagen-Wear Mascara, tusz do rzęs

Opis producenta:

Maskara wydłużająco - pogrubiająca z kolagenem.
[Hihi, krótko, zwięźle i na temat :D]

Skuszona dobrymi recenzjami, jakie ten tusz zebrał w sieci i niejako zmuszona sytuacją, gdyż obecnie używany tusz był już na wykończeniu, zdecydowałam się na kupno tego kosmetyku.

Nad opakowaniem nie ma się co rozwodzić - tradycyjne, bardzo proste, pokryte srebrnym nadrukiem, który dość szybko się ściera.


Szczoteczka ma dość ciekawy kształt - w przekroju daje trójkąt. Jest raczej duża, ale nie sprawiła mi trudności w używaniu.
Sam tusz [świeży] jest rzadki, ale nie spływa z rzęs i bardzo dobrze do nich przylega. Daje całkiem niezły efekt wydłużenia. Pogrubienie rzęs da się budować, szczególnie kiedy tusz trochę podeschnie ;) [na początku jednak ciężko]. Nie skleja rzęs a szczoteczka dobrze je rozczesuje [na foto może wyglądać to inaczej, ale to wynik 'urody' moich rzęs, które stykają się wierzchołkami].
Trwałość oceniam bardzo dobrze, tusz wytrzymał cały dzień i dopiero pod wieczór zaobserwowałam niewielkie osypywanie.
Ma ładny, mocno-czarny kolor.
Po użyciu rzęsy pozostają miękkie! - tusz nie usztywnia ich na patyki :P
Kosmetyk nie podrażnił moich oczu.

Oko bez makijażu:


Jedna warstwa tuszu:


Dwie warstwy:


Rzęsy pociągnięte trzykrotnie:


A tu taki mały picture flood, bo dobrze mi się foty robiło :P




Cena: 9 zł / 8 ml

niedziela, 27 listopada 2011

Oczko - odsłona druga

Dzisiaj bardzo krótka notka.
Ostatnio borykam się z brakiem czasu na wszystko, na czym również cierpi i blog.
Ale jak to mówią: "First things first".
Mam nadzieję, że taki obrót sprawy nie potrwa długo :o


Wracając do tematu i przechodząc od razu do meritum ;)
Drugi na tym blogu makijaż, który odważyłam się opublikować, bo zdaję sobie sprawę, jak bardzo brakuje mi umiejętności :o.
Tym razem w fiolecie [który kocham i pewnie niejeden raz się tu pojawi] i szarości.


piątek, 25 listopada 2011

Univera, Four Season Sun Cream SPF 35 PA++

Dzisiaj posmęcę na temat koreańskich kosmetyków, które niedawno były przeze mnie testowane, jako że byłam posiadaczką próbek kilku produktów.
Wśród nich znalazł się właśnie ten filtr.

Opisu producenta tym razem nie będzie, bo nie sposób się go doszukać, a na próbkach nic nie napisano. No ale filtr to filtr ;)



Filtr jak większość tego typu produktów jest dość tłusty, ale jakoś ową tłustość da się przeżyć ;);
błyszczącej skóry dość dobrze można pozbyć się za pomocą pudru bambusowego.

Do tego zaobserwowałam, że po jakimś czasie na bardziej suchych partiach skóry [u mnie - policzki] kosmetyk ulega całkowitemu wchłonięciu bez pozostawiania tłustego filmu.
Filtr ma postać białego, gęstego, treściwego kremu, który o nałożeniu na twarz trochę bieli [ale niegroźnie, nie daje efektu córki młynarza ;)] i czuć, że warstwa kremu znajduje się na skórze.
Ma jakby mydlany, ale nawet przyjemny zapach - nie jest to nic wyszukanego jednak ;).

Dwie próbki o całkiem sporej pojemności wystarczyły na dość dokładne przetestowanie produktu. Jednakże to za mało, aby wydać jakikolwiek miarodajny werdykt o jego działaniu, dlatego mogę pisać jedynie o doraźnych odczuciach podczas stosowania.
Przekonał mnie na tyle, że byłabym skłonna go kupić, ale jego dostępność jest tragiczna :o.

czwartek, 24 listopada 2011

Ziaja, Kokosowa terapia dla skóry i zmysłów, Mleczko do ciała

Do kompletu z kokosowym myjadełkiem z poprzedniego posta, do koszyka trafiło także mleczko z tej samej serii.
I dziś mój elaborat będzie dotyczył właśnie jego.

Opis producenta:

Intensywnie nawilża i pielęgnuje każdy rodzaj skóry, szczególnie skórę suchą i normalną. Wyraźnie zmiękcza, wygładza i uelastycznia naskórek. Likwiduje uczucie szorstkości.
Lipidy z orzecha kokosowego - podobne do substancji zawartych w skórze, zapewniają wysoką efektywność ochrony warstwy lipidowej naskórka. Źródło NNKT bogatych w kwasy omega3 i omega6 niezbędnych do prawidłowego odżywienia i nawilżenia skóry. D-panthenol - głęboko i trwale nawilża oraz skutecznie łagodzi podrażnienia. Zapach mleczka kokosowego - zapewnia przyjemne uczucie świeżości i podnosi komfort stosowania.



Zakupione na fali mojego uwielbienia dla kokosa :).

Opakowanie typowe dla Ziai - proste, estetyczne, funkcjonalne i łatwe w obsłudze :).
Mleczko to nieco leisty balsam o białym kolorze, ciut rzadki jak na mój gust, ale dość wydajny. Dobrze się rozprowadza. Nie pozostawia tłustej warstwy. Wchłania się całkiem szybko, pozostawia skórę miękką, gładką i nawilżoną, to naprawdę czuć pod palcami, a efekt utrzymuje się dość długo, minimum kilka godzin. Na mój gust wydajne.

Natomiast zapach... tu rozczarowanie. O ile w opakowaniu kosmetyk pachnie całkiem fajnie, to po wylaniu i rozprowadzeniu na skórze woń staje się taka... rozmydlona i mdła. To już nie jest skoncentrowany czysty kokos, tylko jakiś zleżały jogurt kokosowy lub skwaśniałe kokosowe mleczko [nie wiem, jak go opisać, takie skojarzenia mnie nachodzą :[]. Dlatego też, mimo niewątpliwych zalet, nie używałam go zbyt często i z niecierpliwością czekałam, aż się skończy, by móc używać jakiegoś "smaczniejszego" produktu :D.

Cena: ok 8 zł / 200 ml

środa, 23 listopada 2011

Ziaja, Kokosowa terapia skóry i zmysłów, Mleczko pod prysznic

Opis producenta:

Mleczko zmiękcza, wygładza oraz wyraźnie uelastycznia skórę, wykazuje skuteczne działanie ochronne na naskórek, intensywnie nawilża i zapobiega nadmiernej utracie wody. Zawiera delikatne składniki myjące pochodzenia roślinnego, działa łagodnie na skórę, nie wysusza jej i nie powoduje podrażnień, nie narusza naturalnego pH oraz warstwy ochronnej naskórka.
Zapach mleczka kokosowego zapewnia przyjemne uczucie świeżości i podnosi komfort stosowania.
Zawiera:
- lipidy z orzecha kokosowego - podobne do substancji zawartych w skórze, zapewniają wysoką efektywność ochrony warstwy lipidowej naskórka. Źródło NNKT bogatych w kwasy omega3 i omega6 niezbędnych do prawidłowego odżywienia i nawilżenia skóry.
- D-panthenol - głęboko i trwale nawilża oraz skutecznie łagodzi podrażnienia.



Patrzę sobie na opis producenta i szczerze powiedziawszy to widzę w zasadzie jeden, wielki, marketingowy bełkot ;). Co tu dużo mówić - czas działania kosmetyków do mycia na skórę jest zbyt krótki, aby cokolwiek skutecznie zdziałać :).

Co do samego produktu.
Opakowany jest w dość dużą, a przez to trochę nieporęczną flachę, jednakże odpowiedniej wielkości otwór u zwieńczenia sprawia, że kosmetyk nieźle się dozuje.
Mleczko, jak mleczko, ma postać białej emulsji o wspaniałym zapachu kokosa. No pięęęęęękny :D, prawdziwy, naturalny kokos i szkoda tylko, że zmywa się wraz ze spłukaniem piany z ciała.
Pieni się i myje dobrze, wysuszający nie jest ale i nawilżający też nie :P.
Mnie nie podrażnił, uelastycznienia skóry nie zauważyłam.
Przyjemny gadżet :), na pewno umili codzienną toaletę, o ile tylko ktoś lubi zapach kokosa :D.

Cena: ok 7 zł / 500 ml

poniedziałek, 21 listopada 2011

Wibo, Extreme Nails # 48

Zgodnie z harmonogramem tygodnia lakierów Wibo - dzisiaj swatche i recenzja kolejnego z mojej kolekcji.


Kolor # 48 opisałabym jako koralowo-brzoskwiniowy, z maleńką domieszką różu. W buteleczce wyglądać może nieco krzykliwie, ale ma w sobie łagodność pasteli. Z całą pewnością jest oryginalny, mało spotykany i po prostu... ładny :). Na zdjęciach starałam się jak najbardziej wiernie oddać tę barwę, chociaż wiadomo, z aparatami bywa różnie :s.




Aplikacja: Lakier posiada duży, gęsty pędzelek, którym łatwo się operuje. Nie jest przy tym zbyt długi, dobrze przylega do paznokcia, po przyłożeniu do płytki tworzy wachlarz, który dopasowuje się do szerokości pazurka. Bardzo wygodny :), od razu przypadł mi do gustu :).
Konsystencja lakieru w porządku, może lekko smużyć przy drugiej warstwie [być może to kwestia mojego braku wprawy], ale rozprowadza się całkiem równomiernie, nie budzi moich zastrzeżeń :)
Krycie: dla pełnego, idealnego efektu [dla mnie] potrzeba trzech warstw. Dwie są OK, ale przy bliższym przyjrzeniu widać, że nie kryją do końca, widać białe końcówki paznokci, chociaż nie jest to efekt bardzo rzucający się w oczy. Na zdjęciu właśnie dwie warstwy.



Trwałość: niezła, chociaż mogłoby być troszkę lepiej. Lakier wytrzymał u mnie trzy dni w stanie so-so, pojawiły się jakieś tam drobne niedoskonałości, przetarcia, małe odpryski.
Czwartego dnia jeden z paznokci wyglądał już bardzo 'niewyjściowo' ;).
Wyniki dla testu na bazie 3w1 My Secret bez top coat'a.
Inne uwagi: lakier jest dość miękki, zatem trzeba uważać przy wysychaniu. Pierwsza warstwa wysycha dość szybko, ale druga już 'trochę' dłużej. Matowieje w trakcie noszenia.

Cena: ok 7 zł / 8 ml

niedziela, 20 listopada 2011

Wibo, Express Growth # 280

Kolejny lakier Express Growth.
Tym razem coś mniej ekstrawaganckiego a bardziej klasycznego i eleganckiego - czerwień.



Mocna, metaliczna, ciemna czerwień, która lekko jaśnieje na paznokciach [w porównaniu do butelki]. Ładny, głęboki odcień mający w sobie trochę ceglastych tonów, widocznych szczególnie w słońcu, przez co barwa nieco się ociepla. Nie spodziewałam się ich po oględzinach flaszki, ale... różnie to bywa ;). Krwistość po pomalowaniu nieco gaśnie.





Aplikacja lakieru bardzo wygodna. Pędzelkiem dobrze się operuje, a sam lakier ma idealną konsystencję i przyjemnie się rozprowadza nie zostawiając smug ani bąbelków. Wykończenie metaliczno-perłowe.
Ma wspaniałe krycie! W zasadzie wystarczyłaby jedna, gruba warstwa. Ja dałam dwie, bo malowałam paznokcie niezbyt starannie ;). Przy dwóch warstwach uzyskuje się też ładniejszą głębię koloru, intensywność.






Trwałość w sumie podobna jak u innych lakierów z tej serii. Do 4 dni wygląda nieźle, potem pojawiają się mniejsze lub większe odpryski. Lakier niestety dość intensywnie ściera się na końcówkach. Już po dwóch dniach ten efekt się uwidacznia :o. Ale ogólnie jestem zadowolona.


Cena: ok 5 zł / 8 ml.

sobota, 19 listopada 2011

Wibo, Express Growth # 305

Nie wiem, co mi do głowy strzeliło, ale jak tylko zobaczyłam flaszkę tego koloru, zapałałam chęcią jego posiadania. Normalnie nie noszę takich kolorów na paznokciach :o.
A chodzi o odcień oznaczony numerem 305 - ciemny, żywy, neonowy róż [trudny do sfotografowania, w rzeczywistości jest jeszcze żywszy i ciut ciemniejszy.





Aplikacja, o dziwo, nie sprawia trudności, nie smuży nic a nic, a tego się spodziewałam. Pędzelek całkiem wygodny, lakier dobrze się rozprowadza po płytce, jedynie może ciut za mało go zostaje na włosiu i odrobinę brakuje do pokrycia końcówek.
Krycie lakieru niestety rozczarowuje. Intensywny z buteleczce, ale raczej rzadki, co sprawia, że dwie warstwy są o wiele niewystarczające.


Szczęśliwie kolejne powłoki lakieru bardzo dobrze się aplikują [choć przy 3 nadal prześwitują końcówki :/]. I niestety, lakier jest miękki, trzeba po malowaniu długo uważać, żeby nie narobić sobie odcisków i niechcianych wzorków.

Trwałość - u mnie do 4 dni. Przez dwa wytrwał w nienaruszonym stanie. Po czterech dniach pojawiło się kilka małych odprysków.

Cena: ok 5 zł / 8 ml

piątek, 18 listopada 2011

Wibo, Extreme Nails # 54

Dzisiaj produkt z trzeciej serii lakierów do paznokci o nazwie Extreme Nails.
Kolor # 54, trudny ;)
Pierwsze słowo jakie przychodzi na myśl - niebieski. Ale nie jest to jednak takie proste. Srebrzysto-niebieski. Trochę periwinkle... Spokojny, stonowany i na pewno ciekawy.


Lakier dostajemy w schludnej buteleczce z typowym dla tej serii sporym, płaskim, gęstym pędzelkiem, który mi osobiście bardzo dopowiada. Dobrze rozprowadza lakier, ładnie przystaje do płytki, dopasowuje się do jej szerokości i jednym pociągnięciem pokrywa jej powierzchnię.





Malowanie paznokci jest bezproblemowe. Dobra konsystencja i przyczepność lakieru.
Krycie trochę słabe. Jedna warstwa jest półprzezroczysta :o i pozostawia leciutkie smugi. Druga rewelacyjnie wyrównuje niedoskonałości. Na fotkach widać dwie warstwy i nie są one na mój gust zadowalające jeśli chodzi o krycie. Wykończenie srebrzyste, to się chyba nazywa chyba foil [ale pewna nie jestem, jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi :)], wygląda jakby paznokieć pokrywały mikrokawałki barwionej folii aluminiowej, metalowych drobinek [ale nie brokatu]. Powierzchnia jest gładka w dotyku :)







Zdjęcie po prawej stronie tego akapitu chyba najlepiej odwzorowuje kolor lakieru :). Po nałożeniu jaśnieje on nieco w stosunku do tego, co widać w buteleczce, ale różnica nie jest jakaś kolosalna :).








Trwałość niezła. Drugiego dnia pojawiły się niewielkie przetarcia na prawej dłoni, lewa natomiast pozostała niczym świeżo malowana i nietknięta przez 4 dni! Prawa 'zużywała się' już nieco szybciej ;)
Całość zmyłam po 5 dniach, dopiero wtedy zaczęły się pojawiać odpryski po lewej stronie.



Cena: ok 6 zł / 8 ml

czwartek, 17 listopada 2011

Wibo, Express Growth # 148

Dzisiejsza notka poświęcona będzie lakierowi z drugiej linii produktów - Express Growth. Producent twierdzi, że jest to lakier z zaawansowaną multi-witaminową formułą wspomagający wzrost paznokcia. Teoretycznie ma zawierać Witaminy A,C i E, proteiny soi oraz wapń. A jak jest w rzeczywistości to nie mam pojęcia, bo na buteleczce niestety nie ma składu :o
Kolor tym razem bardzo łatwo opisać, bo jest to mocno rozbielony, pastelowy róż, który dość dobrze się fotografuje, więc zdjęcia niemal idealnie oddają barwę :)



Nakładanie lakieru nie nastręcza trudności, bo ma on odpowiednią konsystencję, ale... Jak widać po fotografiach, lakier niestety smuży, nałożyłam zdaje się trzy warstwy i nadal pozostało trochę nierówności. Taka już 'uroda' mlecznych pasteli [choć nie zawsze jest to regułą].
Przy trzech warstwach otrzymujemy już dość dobre krycie. Na zdjęciach widać nieco białe końcówki, ale w rzeczywistości były prawie niewidoczne.




Trwałość mnie zaskoczyła :o bo w zasadzie wytrzymał 4 dni bez odprysku. Dopiero czwartego dnia pojawiły się drobne niedoskonałości na 3 paznokciach i zauważyłam też siatkę mikropęknięć w miejscu, gdzie paznokcie 'pracują'. Kolejny dzień przyniósł widoczne już przetarcia na końcówkach, ale o dziwo lakier nadal wyglądał całkiem nieźle. Szóstego dnia zmyłam go z paznokci, bo już troszkę mi się znudził :P.

Uwagi: czułam się w nim trochę jak w tipsach. Może to kwestia takiego 'plastikowego' koloru [który nota bene bardzo mi się podoba], a może trzech warstw, które wydawały mi się jakieś takie grube... trudno określić. Śmieszne uczucie :)

Cena: ok 4-5 zł / 8 ml

środa, 16 listopada 2011

Wibo, Your Fantasy # 313

Wibo na start!

Zgodnie z postem, w którym przedstawiłam plan blogowych notek, czas na recenzje i swatche lakierów Wibo, których od czasu, w którym wpadłam w lekki lakieroholizm, trochę mi na półkach przybyło :P.

Marki chyba nikomu nie trzeba przedstawiać - polska firma, przystępne ceny właściwie na każdą kieszeń i całkiem spory asortyment, mnóstwo kolorów, każdy znajdzie coś dla siebie :)

Oficjalnie zatem rozpoczynam tydzień pod znakiem lakierów tej marki i przedstawiam jeden z lakierów.

Dzisiejsza notka poświęcona będzie lakierowi o numerze 313 z serii Your Fantasy [aczkolwiek widziałam ten sam odcień upakowany do flaszki Express Growth].
W skrócie można go opisać jako zimną, ciemnofioletową bazę z mnóstwem granatowego i odrobiną różowego shimmera. Kolor piękny, głęboki, wielowymiarowy, zmieniający się w zależności od rodzaju światła i jego kąta padania. Absolutnie trudny do uchwycenia na fotach :(. Zresztą, czemu się dziwić, skoro ma tyle przeróżnych wcieleń... Raz fiolet, innym razem śliwka, czasem ciemny szafir... W słońcu kolor się ociepla i wyraźnie widać shimmer, w cieniu lakier zaś wydaje się być jednolity.

Moje pierwsze wrażenia po otworzeniu buteleczki: o mamma mia! Pędzel? Toż to jest wręcz miotła! Nie chodzi mi o sam kształt pędzla, bo ten jest w sumie całkiem OK, ale umieszczenie go na tak długiej nasadce... To spore utrudnienie przy malowaniu, bo trudniej jest precyzyjnie nim operować.
Do konsystencji nie mam zastrzeżeń, lakier dobrze się rozprowadza po płytce, nie rozlewa po skórkach, nie kapie, tylko trzyma pędzelka.
Krycie jest bardzo dobre, wprawna ręka da sobie radę już przy jednej, grubej warstwie. Ja potrzebowałam dwóch, bo jednak aż tak zaprawiona nie jestem ;) i po jednej miałam niewielkie prześwity/lekkie smugi. Ale aplikacja jest naprawdę bezproblemowa, druga warstwa wszystko pięknie wyrównała.
Trwałość: muszę przyznać, że to najtrwalszy lakier, jaki miałam na paznokciach! Pierwsze dwa dni przetrzymał w perfekcyjnej kondycji. Na trzeci dzień pojawiły się lekkie przetarcia. Czwartego dnia pierwszy, maleńki odprysk... Ogólnie nosiłam go 7 dni! I nadal wyglądał całkiem nieźle [trochę przetarć i małe odpryski]...
Wyniki dla testu na bazie 3w1 My Secret bez top coat'a.
Uwagi: miękki, bardzo łatwo o odciski i zadrapania. Około 5 dnia zauważyłam, że traci połysk.

Poniżej trzy wcielenia lakieru:
- głęboki szafir


- fiolet [w butelce widać efekt pyłku]


- śliwka, sztuczne światło [wybaczcie słabą jakość]

wtorek, 15 listopada 2011

Mój program pielęgnacji ver. 1.2

W zasadzie już od kilkunastu dni mój rytuał pielęgnacyjny wygląda tak, jak opisany poniżej, ale jako że moja pamięć krótka, to wolę sobie wszystko wynotować, aby potem móc dokładniej określić skuteczność działania :)

Rano:
- oczyszczanie twarzy płynem micelarnym Ziaja, Jaśmin
- Acnosan Soft, bezalkoholowy tonik przeciwtrądzikowy
- dwufazowe serum wodno-arganowe z ekstraktem z truskawki, nawilżaczami i olejkiem herbacianym
- puder bambusowy z Biochemii Urody
= Beauty DIY Calendula & Licorece BB Cream

Wieczorem:
- Mineral Flowers, Rose & Geranium, żel do mycia twarzy
- Acnosan Soft, bezalkoholowy tonik przeciwtrądzikowy
- serum do twarzy j.w.

Raz na trzy dni:
- brzoskwiniowy peeling do twarzy Joanna, Naturia Face
- maseczka z błota termalnego z biosiarką

Zdecydowałam się na wzbogacenie truskawkowego serum z dodatkami olejem arganowym, bo teoretyczne nawilżenie płynące z ekstraktu truskawkowego [a także i z dodatków takich jak kwas hialuronowy albo NMF] było praktycznie niezauważalne. Powstał dwufazowy płyn, który mieszam przed każdym użyciem.

A na usta tradycyjnie warstwa masełka do ust Yes to Carrots plus balsam kokosowy Ziai.
[Damn, czy one się kiedyś skończą??? ;)]

poniedziałek, 14 listopada 2011

Joanna, Rzepa, Serum wzmacniająco-regenerujące do zniszczonych końcówek włosów

Dzisiaj zapraszam na recenzję ostatniego z używanych przeze mnie rzepowych produktów Joanny.

Opis producenta:
Serum wzmacniająco - regenerujące Rzepa przeznaczone jest do włosów ze skłonnością do przetłuszczania, ale o suchych lub zniszczonych końcach. Zawiera zestaw aktywnych czynników, takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz specjalnie wyselekcjonowane składniki kondycjonujące, aby wzmocnić i regenerować włosy oraz przywracać im miękkość, gładkość i połysk. Po zastosowaniu włosy stają się bardziej lśniące i miłe w dotyku, a ich końcówki stają się zregenerowane i mocniejsze. Dzięki temu włosy są wygładzone i zdrowo wyglądają.


Serum opakowane jest w tubkę, jak większość tego typu kosmetyków, w mojej dość ciężko otwierało się wieczko :o
Konsystencja gęsta, ale nietłusta, zawartość łatwa do rozprowadzenia.
Zapach - podobnie jak w całej serii :) [przyznam, że uwielbiałam od czasu do czasu uchylić wieczko i się nim zaciągnąć ^_^].

Serum w działaniu oceniam dobrze :) - przyjemne w aplikacji, pozostawia na końcówkach jakby lekki film zabezpieczający, jest skuteczne, dodatkowo znacząco poprawia wygląd końcówek. Ładnie wygładza odstające kosmyki. Można stosować zarówno na wilgotne jak i suche włosy. Osobiście uwielbiałam je aplikować, zdarzało się to nawet kilka razy dziennie :) - a to końcówki, a to "przejechałam" odrobiną po całym kucyku...
Dodatkowym plusem jest duże opakowanie i wysoka wydajność.
Naprawdę fajny produkt.

Cena: ok 8 zł / 100 ml

niedziela, 13 listopada 2011

Joanna, Rzepa, Odżywka wzmacniająca do włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do wypadania

Na tapecie ciągle rzepa ;)
Post trzeci :)
Dziś odżywka.

Opis producenta:

Lekka formuła odżywki wzmacniającej została specjalnie opracowana, by zapewnić włosom skuteczną pielęgnację bez zbędnego obciążania. Dzięki wyciągowi z czarnej rzepy oraz m.in. kompleksowi witaminowemu skutecznie pielęgnuje i odżywia nawet bardzo zniszczone włosy. Działa wzmacniająco, przeciwłojotokowo i tonizująco, co w rezultacie poprawia ogólny wygląd włosów oraz sprawia, że są pełne blasku, dobrze się rozczesują, są naturalne i miłe w dotyku.
Specjalnie dobrana kompozycja zapachowa uprzyjemnia stosowanie preparatu.





Lubię działać kompleksowo, więc na fali kupiłam od razu całą serię rzepową, aby wzmacniać działanie poszczególnych elementów kuracji.

Odżywka znajduje się w poręcznym, estetycznym opakowaniu, które przypadło mi do gustu.
Konsystencja kosmetyku może być problematyczna, bo jest dość rzadka, więc należy uważać przy dozowaniu, ale generalnie nie mam zastrzeżeń.
Zapach - jak już pisałam przy poprzednich produktach, dla mnie jak najbardziej w porządku, choć na pewno nie jest to woń, która u wszystkich zdobędzie uznanie, niemniej jednak jak na rzepę - przyjemny :)
Jej wydajność - średnia, przeciętna.

Działanie - odżywka jest bardzo lekka, nie zawiera silikonów, nie obciąża włosów. Po jej użyciu są one błyszczące, lekkie i lejące, przyjemne w dotyku, sypkie. Odżywka moim zdaniem nie nawilża dostatecznie, ale z drugiej strony jest to produkt do włosów przetłuszczających, więc i tego nie wymagam, a producent tego nie obiecuje :). Moim zdaniem raczej nie odżywia dogłębnie włosów i do regeneracji takich bardzo zniszczonych się nie nada, ale jej skład fajnie powinien zadziałać na skalp.
Z rozczesywaniem na sucho może być niewielki problem, chociaż moim zdaniem odżywka włosów nie plącze, jednakże brakowało mi podczas jej używania odpowiedniego poślizgu [no ale to już raczej silikonowy efekt, a ja byłam wtedy w trakcie kuracji oczyszczającej]. No i zaobserwowałam elektryzowanie się włosów - to byłby jedyny zasadniczy minus.

Ogólnie jednak byłam zadowolona ze stosowania tego kosmetyku :), pomógł moim włosom odzyskać połysk w bardzo krótkim czasie :), po używaniu tej serii ich kondycja bardzo się poprawiła. Włosy odzyskały prawdziwy blask, lekkość i gładkość, stały się jedwabiste i takie 'lejące' jak satyna.

Zużyłam jedno opakowanie - bo oczywiście ciągnęło mnie do testowania nowych odkryć, ale gdyby nie to, na pewno sięgnęlabym po ów produkt ponownie.

Cena: ok 6 zł / 200 ml

sobota, 12 listopada 2011

Joanna, Rzepa, Kuracja wzmacniająca

Idąc za ciosem, kolejna recenzja rzepowego produktu :)
Tym razem na tapecie płyn do wcierania w skórę głowy, który zakupiłam w serii, aby spotęgować działanie szamponu i odżywki.

Opis producenta:
Kuracja wzmacniająca Rzepa przeznaczona jest dla włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania. Zawiera bogaty zestaw aktywnych czynników - takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne specjalnie wyselekcjonowane ekstrakty naturalne i składniki energizujące, aby wzmacniać włosy i skutecznie zmniejszać przetłuszczanie się skóry głowy. To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć dobre rezultaty przy regularnym stosowaniu.
Specjalna formuła neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy i zwiększa komfort stosowania.




Zaczynając od opakowania - które uważam za rewelacyjnie pomyślane, jak na produkt zawierający wcierkę. Posiada wydłużoną końcówkę z precyzyjnym aplikatorem, który dozuje płyn. Otwór w aplikatorze jest naprawdę niewielki, więc nic się nie rozlewa, a dzięki temu nie marnuje :) Można bez wysiłku, szybko i sprawnie nałożyć kosmetyk na całą głowę, potem wystarczy chwila odprężającego masażu i voila, gotowe :D!
Zatem łatwość i przyjemność nakładania na najwyższym poziomie :)

Zapach kosmetyku też mi odpowiada, trochę bardziej naperfumowany niż szampon, jak dla mnie bardzo przyjemny i mało rzepowy. Mogłabym go wąchać w nieskończoność :P [chociaż wiem, że są osoby, którym pewnie się nie spodoba i uznają go za śmierdziucha :o]

Działa rewelacyjnie. Znacząco, bo w moim przypadku o dwa dni, przedłużył świeżość moich włosów. Ogranicza wypadanie. Ma bardzo bogaty w wyciągi ziołowe skład - duuuużo rzepy, a także pokrzywa, łopian, chmiel i witaminy.
Zawiera alkohol, co może przeszkadzać osobom o wrażliwym skalpie, ale mnie nie podrażnił. Dodatkowo ten składnik wspomaga wnikanie substancji aktywnych w skórę, więc jego obecność jest tu wręcz pożądana :)

Podsumowując - świetny, polski produkt za przystępną cenę. Zużyłam już kilka ja nie kilkanaście opakowań i zawsze chętnie do niego wracam. W zasadzie niezbędnik w moim arsenale pielęgnacyjnym :)

Cena: ok. 7 zł / 100 ml

piątek, 11 listopada 2011

Joanna, Rzepa, Szampon wzmacniający do włosów przetłuszczających się ze skłonnością do wypadania

Noooo, po 'krótkim' wprowadzeniu wreszcie mogę rozpocząć właściwy cykl opowiadań o mojej przygodzie z Rzepą :D

Opis producenta:
Nowoczesna formuła szamponu łagodnie myje i dokładnie, lecz delikatnie usuwa nadmiar łoju.
Zawiera czynniki, które skutecznie zmniejszają przetłuszczanie się włosów i skóry głowy: wyciąg z czarnej rzepy, procyjanidy z pestek winogron oraz kompleks trzech ziół: pokrzywę, łopian i chmiel. Składniki te działają również wzmacniająco i tonizująco, dzięki czemu włosy zyskują witalność, puszystość i naturalny połysk. Specjalnie dobrana kompozycja zapachowa gwarantuje miły zapach po zastosowaniu preparatu oraz zwiększa przyjemność stosowania.



Refleksja nad własnymi włosami skłoniła mnie do radykalnych zmian w dotychczasowej, monotonnej pielęgnacji. Nadszedł najwyższy czas, aby ratować i uleczyć moje stare, ale jeszcze całkiem nieźle zakonserwowane włosiska ;).
Po przeczytaniu wielu opinii wybór padł na Joannę Rzepę. Z dzieciństwa miałam trochę uraz do szamponów rzepowych [fuj, ten zapach :|] ale wiele dobrego słyszałam o właściwościach tej roślinki, więc minusy nie przysłoniły mi tym razem plusów i postanowiłam się "pomęczyć".

A tu - niespodzianka!!!
Po pierwsze - zapach tego szamponu wydał mi się, o dziwo, całkiem przyjemny, i nawet go polubiłam, a wręcz, po pewnym czasie, uzależniłam się od niego ;)

Po drugie - szampon wspaniale oczyszcza włosy! Już po pierwszym użyciu moje skatowane Fructisem [silikony!!!] kłaczki zaczęły odzyskiwać blask, a po kilku myciach błyszczały jak tafla lustra!!! Nie zawiera silikonów i wspaniale poradził sobie ze zmyciem ich nadbudowy nagromadzonej przez prawie dwa lata stosowania Garnierów :|.

Po trzecie - bardzo dobrze ogranicza przetłuszczanie włosów, a w duecie z tzw. kuracją czyni wręcz cuda!!! Włosy nieobciążone, uniesione u nasady, wytrzymują bez przetłuszczenia dobrych kilka dni - w moim przypadku cały tydzień [przy systematycznym używaniu naprawdę widać ogromną poprawę].

Po czwarte - najlepszy na wypadanie!!! Już po pierwszym myciu zauważalna była poprawa w tym temacie, wypadło o połowę mniej włosów w porównaniu z poprzednim szamponem. Po zużyciu kilku butelek z przyjemnością stwierdzam, że na sitku zostaje 1/4 tego co się działo przed jego zastosowaniem. Fakt - włosy myłam też delikatniej, ale i tak generalnie jest o wiele, wiele lepiej na tym polu.

Po piąte - bardzo lubię "perłowe" szampony :). Konsystencja może ciut rzadka, ale to mi wcale nie przeszkadza, wydajność jego jest w mojej "normie". Wspaniale się pieni, jak już pisałam wcześniej rzepowy zapach w wydaniu Joanny jest wręcz przyjemny i nie gryzący, kosmetyk spełnił pokładane w nim nadzieje i obietnice producenta, toteż od prawie 4 lat się z nim nie rozstaję.

Po szóste - niewielka cena :) Plus ładne, poręczne opakowanie. Nic dodać, nic ująć.

Podsumowując - najlepszy szampon jaki kiedykolwiek miałam!!! Wspaniały pod każdym względem, nie wyobrażam sobie bez niego życia. Wielbię go i ubóstwiam miłością nieskończoną i na nic innego go nie zamienię!

Cena: ok. 6 zł / 200 ml

czwartek, 10 listopada 2011

Garnier Fructis, Długie i Mocne, Odżywka wzmacniająca

Razem ze wspomnianym w poprzednim poscie szamponem do kompletu używałam oczywiście odżywki i dzisiaj to właśnie jej poświęcona będzie notatka :)

Opis producenta:
Formuła: - łatwe rozczesywanie - antyłamanie - antyrozdwajanie - antymatowienie Odżywka została stworzona specjalnie po to, aby doskonale ułatwiać rozczesywanie włosów i wzmocnić je od wewnątrz aż po same końce. Potwierdzona skuteczność - koniec z łamaniem się włosów, koniec z rozdwojonymi końcówkami, Twoje włosy będą dłuższe, na dłużej. Formuła odżywki z aktywnym koncentratem z owoców działa wewnątrz włókna włosa podczas całego procesu ich wzrostu. Odżywia włosy od nasady. Działa wewnątrz włókna włosa, wzmacniając je. Wygładza włosy aż po same końce.
Rezultaty:
- po 5 użyciach aktywny koncentrat z owoców daje włosom do 3 razy więcej gładkości, aby włosy były naprawdę bardziej błyszczące.
- po 10 użyciach aktywny koncentrat z owoców daje włosom do 2 razy więcej odporności.



Tak jak w przypadku szamponu - skuszona obietnicami z reklamy, sięgnęłam po odżywkę w nadziei na odżywione, mocniejsze włosy.
I z przykrością stwierdzam, że kosmetyk zupełnie się u mnie nie sprawdził.
Wiele miesięcy użytkowania doprowadziło do silikonowej nadbudowy na włosach, a to z kolei do zmatowienia ich powierzchni. Stały się szorstkie, nieprzyjemne i sianowate. Odżywka nie nawilżyła ich ani trochę, regeneracji i wzmocnienia również nie zauważyłam, a do tego mam wrażenie również, że mimo iż nieco ułatwia rozczesywanie, to inne odżywki lepiej sobie z tym radzą.
Nie powstrzymała łamania się i rozdwajania włosów.
Opakowanie przeciętne, wygodne.
Konsystencja odpowiednia, gęsta, kosmetyk nie spływa z włosów.
Plus za piękny zapach. To jednak za mało :o

Cena: ok 8 zł/ 200 ml

środa, 9 listopada 2011

Garnier Fructis, Długie i Mocne, Szampon wzmacniający

Zanim przejdę to właściwego tematu wspomnianego w zapowiedziach, a chodzi mi tutaj o recenzje produktów Joanna z serii Rzepa, krótkie wprowadzenie w postaci dwóch recenzji kosmetyków poprzedzających moje rzepowe odkrycia.


Opis producenta:
Daj swoim włosom siłę, by mogły być coraz dłuższe. Odkryj gamę Garnier Fructis Długie & Mocne!

Każda kobieta, która kiedykolwiek zapuszczała włosy, przyzna, że zaczynają się one łamać i rozdwajać zanim jeszcze uda się osiągnąć upragnioną długość. Wiemy, jak temu zaradzić.

Garnier stworzył Fructis Długie & Mocne - system pielęgnacji włosów długich, narażonych na łamanie i rozdwajanie. Szampon delikatnie oczyszcza i wzmacnia włosy na całej ich długości, odżywka ochrania, wygładza, sprawia, że włosy łatwiej się rozczesują i odzyskują blask.

To udowodnione: Dzięki Garnier Fructis Długie & Mocne włosy są 2 razy mocniejsze i 2 razy mniej łamliwe.








Historia tego zakupu jest banalna i krótka - dałam się nabrać reklamie, mówiącej o wzmocnieniu i przeciwdziałaniu łamliwości, a tego przecież potrzebowały moje 'wiekowe', bo wtedy już kilkunastoletnie włosy.
Wydawało mi się wtedy, że tak szeroko reklamowany produkt na pewno będzie dobry i się sprawdzi.
A tu surprise!!! Negatywna surprise :| [chociaż to zobaczyłam dopiero po odstawieniu zestawu na rzecz Joanny, ale o tym wkrótce].

Sam szampon jest przyjemny w stosowaniu, ładnie pachnie, ma perlistą, całkiem gęstą konsystencję, dość dobrze się pieni.
Teoretycznie wszystko tak, ja być powinno, wydaje się być cacy...
Problem, jak już wspomniałam, pojawił się po odstawieniu, bo dopiero wtedy odkryłam jak wielka potrafi być różnica.
Używałam zestawu [z odżywką] w błogiej nieświadomości prawie a może nawet i ponad dwa lata.
Przez ten czas blask moich włosów zgasł, stały się matowe, wysuszone, sianowate i wręcz szorstkawe.
Wtedy nie zwracałam na to uwagi, bo nie miałam wysokich wymagań. Zmiana podejścia zmusiła mnie do refleksji i zauważenia wad tego produktu. Wad ukrytych, których nie widać po pierwszym czy drugim użyciu. Dlatego może na krótką metę ten kosmetyk będzie budzić zaufanie, ale do dłuższego stosowania na pewno go nie polecam.

Cena: ok 8 zł / 250 ml

poniedziałek, 7 listopada 2011

Listopadowe zapowiedzi

Post mobilizacyjno-przypominający ;), pomagający w organizacji pracy z blogiem, czyli zapowiedzi :D

W tym miesiącu na moim blogu będzie można poczytać o:
- serii kosmetyków do włosów Joanna Rzepa
- serum z ekstraktem truskawkowym
- olejku do ust Wibo
- lakierach do paznokci, również Wibo
- tuszu Lovely
- kokosowych kosmetykach do ciała firmy Ziaja
- filtrze Univera
- przy odrobinie mobilizacji pojawi się też pewnie jakiś makijaż :o
- prawdopodobnie słów kilka o produktach Catrice z limitki Out of Space
- i co tam jeszcze do głowy mi przyjdzie ;)

--- może niekoniecznie w tej kolejności ;), ale na pewno w treści :P

piątek, 4 listopada 2011

Rytuał pielęgnacji włosów ver. 2.0

Jak nietrudno zauważyć po ostatnim poście, skończył mi się zestaw kosmetyków, który ostatnio używałam do dbania o włosiska. Dlatego czas na zmiany. Wracam do mojego ulubionego szamponu. Pora też na przetestowanie nowej odżywki w sprayu - ech, czekałam na ten moment, gdyż przy tej długości, a raczej krótkości włosów, jaką obecnie mam, zużycie flaszki 200 ml to nie lada wyczyn ;)

A nowy rytuał pielęgnacji wyglądać będzie następująco:
- szampon Joanna Rzepa do włosów przetłuszczających się ze skłonnością do wypadania
- Tresemme Color Thrieve, Daily Color Lock in Spray - odżywka w atomizerze
- Loton Provit, Elixir Ziołowy, Kuracja przeciw wypadaniu włosów - do wcierania w skórę głowy
- Marion, NaturaSilk, Jedwabna Kuracja - na końcówki

czwartek, 3 listopada 2011

Na samym dnie - czyli co ubyło w październiku

Dzisiaj krótko o tym, co ubyło z mojej kosmetyczki w minionym miesiącu.

Z wielkim żalem do ostatniej kropli zużyłam tonik Natuderm Botanics. W innych okolicznościach pewnie cieszyłabym się, że mam to z głowy, ale na moje nieszczęście został on wycofany ze sprzedaży w Naturach, a szkoda, bo bardzo go polubiłam... Na otarcie łez pozostało mi opakowanie, które posłuży do aplikacji kolejnych toników [ależ się rozpisałam ;)]

Do listy zużytych dołączyły też odlewki Yes to Carrots - szampon + odżywka.

Na koniec coś z kolorówki - tusz do rzęs Lovely, Collagen Wear.

środa, 2 listopada 2011

Wishlista na listopad

Naturalną koleją rzeczy po podsumowaniu zakupów z poprzedniego miesiąca jest... zrobienie wishlisty na następny :D

W tym miesiącu w sumie niewiele takich życzeń zanotowałam, gdyż zauważyłam, że powoli czuję się kosmetycznie zaspokojona o_O, zwłaszcza w temacie lakierów do paznokci i kolorówki.
Dział pielęgnacyjny to zawsze otwarta księga, niemniej jednak z uwagi na długi czas zużycia jednego opakowania staram się nie czynić dalekosiężnych planów :o i ograniczyć się jedynie do potrzeb bieżących. Nagromadzenie kosmetyków do pielęgnacji może skończyć się małą katastrofą, o czym niedawno się zdążyłam przekonać :/.

Zatem w tym miesiącu skromnie, na liście znalazły się:
- fioletowy pearl eyeliner w kałamarzu od Beauty UK
- pomadka w kolorze Vampire, również Beauty UK
- różowy lakier pękający Lovely [zaległy z poprzedniego miesiąca]
- fioletowo-różowy lakier - brokat Essence z serii Twins czy jakoś tak ;)
- paletka cieni hologragicznych Miss Rose
- bezbarwny błyszczyk typu roll on
- być może lakier Color Club [Ready to Royal, czaję się na niego od dawna i wciąż nie mogę się zdecydować :o]
- kuszą mnie pędzle Eco Tools [tez zestaw z kabuki], ale może jeszcze wstrzymam się z zakupem :o
- półprodukty do wykonania własnych kosmetyków: ekstrakt z lukrecji, kwas kojowy, PHA

- a jak jednak [!!! trzymamy wszyscy kciuki !!!] na półce pojawi się limitka Essence - Vampire's Love, to olewam zaplanowany budżet i pędzę poszaleć przy standzie :P bez względu na koszty...

wtorek, 1 listopada 2011

Zakupy październikowe - podsumowanie

Nadszedł początek kolejnego miesiąca, zatem czas na podsumowanie października. Jak zwykle zaczynam od zakupów, czyli tego, co chyba każda z kobiet lubi najbardziej :].
A w tym miesiącu stwierdziłam, że nie mogę się obyć bez:




- lakierów Sensique z nowej kolekcji Oriental Dream, a skusiłam się na cztery kolory










- na tym jednak lakierowych zakupów nie koniec, bo do tego nabyłam jeszcze dwa lakiery pękające [Kleancolor/czerń i Butterfly/fiolet] i lakier z błękitnym shimmerem z limitki Catrice OOS - zmieniający odcień koloru bazowego [sam w sobie jest dość słabo kryjący].










- nareszcie zdecydowałam się też na zakup lakierów Zoya, który planowałam chyba od niepamiętnych czasów, w każdym bądź razie bardzo, bardzo długo za mną chodził :P








- do oczu: kredka Long Lasting z Essence [uwierzycie, że nie miałam w zbiorach czarnej konturówki?], granatowy eyeliner w żelu [a raczej w kamieniu :P] z Catrice [limitowana Out of Space] oraz tusz do rzęs - dwuczęściowy [przypadkowo trafiłam na niego na ebayu oczywiście i nie umiałam przejść obok niego obojętnie :P]














a także komplet sztucznych rzęs











- uczta dla ust ;) - pomadla Oeparol w sam raz na jesienno-zimowe chłody












Drobiazgi do pielęgnacji:
- pianka do włosów Loreto
- dezodorant owocowy Malizia
- eliksir do wypadających włosów Provit
- i mydełko z nanosrebrem, na temat którego naczytałam się peanów, więc naturalną konsekwencją był jego zakup :P











- i pędzel do farbowania włosów, kupiony w sumie na zaś, bo na razie chyba zmieniać koloru nie będę :o [ale... kto wie, kobieta zmienną jest :P]