Pomyślałam, że poniedziałek to dobry dzień, aby w końcu powrócić na bloga :)
To dzień, który rozpoczyna tydzień, wyznacza pewien cykl, nadaje swoisty rytm.
Jako pomyślałam, tako zrobiła i oto jestem ;) Tęskniliście choć troszkę?
Ostatnie tygodnie dały mi nieco popalić :)
Najpierw niemal trzytygodnoiwy urlop, który w czasie zbiegł się z przeprowadzką. Potem malowanie i renowacja nowego mieszkania, a ciągle nie jestem nawet w połowie drogi. Chociaż i tak jest lepiej niż było i nowe lokum coraz mniej przypomina graciarnię pełną pudeł z materacem do spania na środku ;) ;) ;)
Odcięcie od internetu [mam sieć podpiętą na stałe dopiero od 5 dni] koszmarnie mnie rozleniwiło. Dopiero teraz czuję, jaki to potworny pożeracz czasu. Całokształt wydarzeń sprawił, że trudno mi jakoś wrócić do blogowania. Potęguje to jeszcze fakt, że wciąż nie mam swojego komputerowego kącika, do jakiego przywykłam w poprzednim mieszkaniu i na razie muszę zadowolić się kolanami lub kawałkiem podłogi o_O. Niezbyt komfortowo [póki co], ale... dosyć narzekania, czas wziąć się w garść :)
Powracam więc na łamy mojego skrawka internetu [ten, całe szczęście ciągle w tym samym miejscu ;)] i przedstawiam spóźnione podsumowanie zakupowe miesiąca...
A właściwie to nie przedstawiam, bo zakupy sierpniowo-wrześniowe zamknęły się w ilości zero sztuk nowych produktów :D Aż dziwnie się z tym faktem czuję :) W sierpniu po prostu nie miałam głowy do zakupów, a wrzesień upłynął mi pod znakiem bywania w salonach meblowych i nie po drodze mi było do drogerii. Pozostaje jeszcze okres wyjazdowy. Nie powiem, że nie polowałam, ale pobyt za południową granicą kosmetycznie mnie rozczarował. Asortyment generalnie podobny, a lokalne marki raczej nie zachwyciły mnie składem. Celowałam w coś Dermacolu, ale ostatecznie również zrezygnowałam, pomna tego, ile skarbów ciągle mieści moja kosmetyczna szafa. Nie potrzebuję kolejnego kremu [nie wierzę, że to piszę ;) ;) ;)]
Owszem, w oko wpadły mi maseczki z glinką [nazwy marki nie pamiętam], ale z drugiej strony nie potrzebuję wydawać kolejnych dwudziestu kilku zł [w przeliczeniu z euraczy] na rzecz, której zamienników w zapasie posiadam pewnie ze trzy sztuki. Może następnym razem...
Ja też staram się nie kupować zbędnych kosmetyków:) Jeśli kończy mi się żel, szampon, płyn micelarny, to odwiedzam drogerię i wychodzę tylko z tym, po co przyszłam:) Muszę zużyć zapasy, a poza tym kusi mnie dodatkowy obiektyw:)
OdpowiedzUsuń