Za ciosem jeszcze kilka zdań o bracie kwasu kojowego zwanym dipalmitynianem ;)
W zasadzie można o nim powiedzieć to samo, co o kwasie kojowym, ale... przede wszystkim jest rozpuszczalny w tłuszczach, a nie w wodzie, jak cała dotychczas przedstawiana rodzina substancji wybielających. Jest też dużo bardziej stabilny i niewrażliwy na działanie światła. Niestraszne są mu też zmiany pH, wysoka temperatura czy jony metali.
Ma postać kremowo-białych, drobnych kryształków. Stosuje się go w stężeniu do 5%.
Można go łączyć z arbutyną, witaminą C, kwasami hydroksylowymi a także substancjami nawilżającymi.
A najprostszy sposób na zrobienie mazidła wybielającego, to po prostu zmieszanie dipalmitynianu z wybranym olejem. Et voila - gotowe do użytku :)
W tłuszczach... i dlatego używam zwykłego kojowego, bo serum zazwyczaj robię wodne.
OdpowiedzUsuńTeraz pokombinuję z olejami, ale na początek porozpuszczam salicylowy i jak mi się spodoba taka forma, to może zabiorę się za inne :)
O, to fajny pomysł na zrobienie serum wybielająco-przeciwtrądzikowego :)
Usuńho ho ile chemii - nigdy za takie specyfiki sie nie bralam a to dlatego ze chemii mam juz po uszy 5 lat studiowania i walkowania :)
OdpowiedzUsuńAle to taka fajna chemia :] - przyjemna i praktyczna ;), a ile daje satysfakcji takie bełtanie kosmetyków... Gorąco polecam!
Usuń